Byliśmy na oddziale covidowym

2020-11-23 14:00:00(ost. akt: 2020-11-23 14:56:17)
oddzial covid Bartoszyce

oddzial covid Bartoszyce

Autor zdjęcia: Grzegorz Kwakszys

Zaczynamy od kombinezonu. Teraz ochraniacze na buty. Następnie czepek na włosy, a na głowę kaptur. Idziemy na oddział covidowy bartoszyckiego szpitala. Z sal dobiegają krótkie, ciężkie oddechy pacjentów oraz dźwięki respiratorów.
Na własnej skórze

Oddział przeznaczony do leczenia osób chorych na Covid-19 funkcjonuje w szpitalu powiatowym od 5 listopada. Umieszczony jest w części ginekologicznej oddziału położniczo-ginekologicznego oraz w byłym, nieczynnym oddziale rehabilitacji neurologicznej. Ten ostatni miał być remontowany, ale z powodu pandemii prace trzeba było odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość. Dzięki temu w szpitalu można było stworzyć dodatkowy oddział. Stoi w nim 30 łóżek. Cztery z nich to miejsca z respiratorami. W piątek 13 listopada, kiedy za zgodą dyrekcji wchodzimy z kolegą z telewizji kablowej Bart-Sat na oddział, wolne jest tylko jedno łóżko.

W szpitalu jest także 10 łóżek przejściowych, ustawionych na oddziale chorób płuc. Leżą na nich pacjenci, którzy nie mają jeszcze potwierdzonego zakażenia koronawirusem, ale mają jego objawy. — Pobyt na nich trwa mniej więcej 24 godziny, do momentu uzyskania wyniku testu PCR — wyjaśnia dyrektor szpitala Sławomir Wójcik.

Od tego właśnie miejsca zaczynamy "obchód". Tutaj szczelny ochronny strój nie jest jeszcze wymagany. Zakładamy tylko fartuch i dezynfekujemy ręce. Oczywiście cały czas mamy na twarzach maseczki. Zaglądamy do kilku sal. Wcześniej robi to pielęgniarka oddziałowa, która uprzedza o wizycie mediów. Nikt z pacjentów nie ma nic przeciwko. Podczas całej naszej wizyty zdjęcia i ujęcia wykonujemy jednak tak, żeby nie było widać ich twarzy (ewentualnie zamazujemy je później w komputerze).

— Łóżek buforowych mamy zakontraktowanych dziesięć, natomiast pacjentów leży już dwunastu. Staramy się, by każdy z nich miał osobną salę, ale teraz musieliśmy część prowizorycznie poprzedzielać, bo po prostu nie mamy już miejsca na pojedyncze sale. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. W jednym momencie mamy pięć wolnych łóżek, a za chwilę wszystkie mogą już być zajęte — mówi Sławomir Wójcik.

Pora przejść na oddział covidowy. Teraz musimy już założyć strój ochronny. Jest z nami jedna z pielęgniarek. Wyjaśnia, co po kolei musimy włożyć. Zaczynamy od kombinezonu. Teraz ochraniacze na buty. Następnie czepek na włosy, a na głowę naciągamy kombinezonowy kaptur. Czas na gogle albo przyłbicę. Z racji swoich okularów, wybieram to drugie. Jeszcze tylko dwie pary rękawiczek, w które należy wcisnąć rękawy kombinezonu. Moje niesfornie wciąż z nich wychodzą, ale z pomocą pielęgniarki udaje się nad nimi zapanować.

Od razu głośno wyrażamy podziw za pracę w takim stroju. Kombinezon nieco krępuje ruchy, ale przede wszystkim jest bardzo szczelny i nie przepuszcza powietrza. Wystarczy wykonać kilka czynności, by poczuć pierwsze strużki potu. A trafiamy na oddział w momencie, kiedy przywieziony zostaje obiad. Pielęgniarki roznoszą go pacjentom, karmią ich, pomagają podnieść się na łóżku. Non stop są w ruchu. — Personel jest w stanie wytrzymać w takim ubraniu dwie, trzy godziny. Dłużej fizycznie się nie da, dlatego stosujemy rotację, żeby nie chodzić w takim stroju przez 12 godzin — mówi dyrektor szpitala, a od samych pielęgniarek słyszymy, że ich koleżankom zdarzały się nawet omdlenia.

Ubrani w ochronne stroje, zaglądamy do pierwszej sali. Leżący na łóżku pacjent zgodził się na naszą wizytę. Robię zdjęcia i chcę już wyjść, kiedy słyszę jego słaby głos. — Pan Grzesiek?— pyta mężczyzna. Potwierdzam. Okazuje się, że to znajomy. — Dopadło mnie — dodaje. Poznaliśmy się lata temu. Nie raz rozmawialiśmy na potrzeby przygotowania do gazety wiadomości sportowych. Życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia i wychodzę, zostawiając w spokoju.
Zaglądamy do kolejnych sal. Nie wchodzimy do środka. Zdjęcia i ujęcia wykonujemy z korytarza. Z sal dobiegają nie tylko odgłosy krzątania się pielęgniarek, ale też krótkie, ciężkie oddechy pacjentów oraz dźwięki respiratorów. Korzystają z nich trzy osoby.

— Nie mamy większego problemu z tlenem dla pacjentów. Jedynie, kiedy uruchomiliśmy oddział, okazało się, że nasza aparatura i zawory nie nadążały w przetwarzaniu tlenu ciekłego w tlen gazowy. Mieliśmy z tego powodu kłopoty techniczne, ale zostały one już opanowane. Przyjechała firma i naprawiła co trzeba — mówi dyrektor Wójcik. — Szpital funkcjonuje od lat i nikt nie spodziewał się, że te 30 łóżek spowoduje tak duże zużycie tlenu. Mamy zapas 10 ton skroplonego tlenu, a została nam połowa tego. Zamówiliśmy go już i czekamy na dostawę — dodaje.

Oddział covidowy nie jest przeznaczony wyłącznie dla pacjentów z powiatu bartoszyckiego. Trafiają na niego zakażeni koronawirusem z całego województwa warmińsko-mazurskiego. Lekarze podkreślają, że miejsca covidowe w szpitalach są deficytowe. — Niewykluczone, że będą trafiały do nas również osoby spoza Warmii i Mazur. Jeszcze zanim otworzyliśmy oddział covidowy w naszym szpitalu, musieliśmy zawieźć pacjenta z naszego powiatu aż do Tczewa, bo tylko tam było miejsce — mówi Sławomir Wójcik. — Liczymy, że pomocą dla nas będzie to, że od czwartku (12 listopada — red.) znowu otwarty jest szpital w Kętrzynie, całkowicie przekształcony w placówkę covidową. Ma on na razie 30 miejsc, ale wkrótce ta liczba ma być podwojona — dodaje dyrektor bartoszyckiej placówki.

Nasza wizyta powoli dobiega końca. Przychodzi jeszcze do nas Wojciech Stefaniak, lekarz, koordynator SOR, pracujący również na oddziale covidowym. Mówi m.in. o stanie zdrowia pacjentów. — Jesteśmy na dobrej drodze, by wyzdrowiały dwie młode osoby, które wcześniej nie były leczone przewlekle, a które miały bardzo ciężki przebieg choroby. Wszystko najprawdopodobniej dobrze się skończy — mówi Wojciech Stefaniak. — Rozpoczęliśmy terapię wspomagającą przy użyciu osocza ozdrowieńców. Przetaczamy je pacjentom mającym ciężki przebieg choroby — dodaje, zwracając się jednocześnie z apelem do osób, które już przeszły zakażenie, by oddawały osocze. Zrobić to można w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Olsztynie (szczegóły na stronie internetowej centrum, w zakładce "ozdrowieńcy").

Dr Stefaniak odnosi się także do sytuacji personalnej na oddziale. — Pielęgniarki pracują też w innych miejscach szpitala. Co rusz dowiadujemy się o zakażeniach wśród personelu pielęgniarskiego, ratowniczego, lekarskiego, co jest niepokojące. W tej chwili sytuacja jest stabilna, ale zmierza w złym kierunku — mówi lekarz.
— Warunki są ciężkie, mamy różne kłopoty, ale oddział covid i praca personelu z pewnością uratuje zdrowie i życie wielu naszych pacjentów — dodaje dyrektor szpitala Sławomir Wójcik.

Czas zakończyć wizytę. Ściągamy z siebie ubranie ochronne. Kiedy wychodzimy z oddziału, do wejścia szykuje się szpitalny kapelan. Mówi, że został poproszony o przyjście, by jednemu z pacjentów udzielić sakramentu ostatniego namaszczenia...

Grzegorz Kwakszys

OD AUTORA
I jeszcze jedno: na oddziale nie widzieliśmy żadnych statystów, o których mówiła ostatnio pewna diwa polskiej piosenki, a za napisanie tego reportażu nie otrzymałem od żadnego koncernu farmaceutycznego/ rządu/ Billa Gates'a (niepotrzebne skreślić) ani grosza.



Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. aaaa #3011212 | 10.10.*.* 24 lis 2020 09:15

    w bartoszycach jest taki oddział a w lidzbarku oczywiscie nie zdążyli go przygotowac żenadaaaaaaa

    odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5