Trzeba mieć w sercu miłość do człowieka

2024-01-25 14:50:00(ost. akt: 2024-01-25 14:58:20)

Autor zdjęcia: Ewa Lubińska

We Włoszech, Anglii, czy Niemczech zarobiłyby o wiele więcej i przyjęto by je z pocałowaniem ręki, ale one zostały tutaj, w Polsce. — Jak wszyscy wyjedziemy, to kto zaopiekuje się naszymi seniorami? — pytają retorycznie opiekunki środowiskowe.
Na spotkanie ze mną przyszło ich aż siedem. W lidzbarskiej grupie zatrudnianej przez olsztyński Polski Komitet Pomocy Społecznej zrzesza w tej chwili 12 kobiet. Koordynatorką ich pracy jest Joanna Walkiewicz.

— To nie jest łatwy zawód. Nie każdy się w nim odnajdzie — mówi. — Przede wszystkim trzeba być pracowitym, mieć ogrom empatii, cierpliwości, zrozumienia, siły, odporności i zwyczajnie lubić ludzi. Takie cechy mają nasze panie. Warto zauważyć ich naprawdę bardzo trudną pracę.

Praca opiekunki środowiskowej jest rzeczywiście wyjątkowa. Łatwo się domyślić na ile bywa ciężka, bo osoby, którymi panie się opiekują zmagają się często z różnymi problemami zdrowotnymi i tymi związanymi z podeszłym wiekiem. Opiekunki mają spory zakres obowiązków, ale — to bardo ważne — niejednokrotnie wychodzą poza ten zakres.

— Ja opiekuję się w tej chwili sześcioma osobami, które odwiedzam po dwa, trzy, razy dziennie — mówi pani Jadwiga i oddaje, że każda z opiekunek ma inną liczbę podopiecznych, bo wszystko jest uzależnione od ich potrzeb.

Pomijając prace pielęgnacyjne, podawanie leków i posiłków, zdarza się opiekunkom na przykład pomoc przy załatwianiu spraw urzędowych, jeżdżenie po skierowania na badania, recepty na kończące się leki, czy... palenie w piecu.
Każdy przypadek jest inny i wymaga indywidualnego podejścia.

Opiekunki muszą być dyspozycyjne w zasadzie przez całą dobę. Przebywają ze swoimi podopiecznymi na przykład 2-3 godziny w ciągu doby, ale jeśli coś złego się wydarzy, kiedy ich nie ma, bo skończyły swoją pracę, na przykład zasłabnięcie podopiecznego, to często są wzywane nawet w środku nocy, bo to one na ogół orientują się gdzie są wyniki badań, leki, czy znają rozkład dnia, jadłospis, alergie itp.

— Dlatego osoba, która podejmuje się pracy opiekunki musi być uzbrojona w cierpliwość i być przygotowanym na to, że trzeba będzie robić więcej, niż to wynika z obowiązków formalnych — tłumaczy Joanna Walkiewicz.

— Tak, to prawda. Robimy to kosztem własnych rodzin, swoich dzieci — potwierdza pani Jadwiga.
— Dodam, że trzeba w tym zawodzie być silnym psychicznie — mówi pani Danuta.

— Panie, z którymi pracuję, dają z siebie 200 procent — kontynuuje pani Joanna. — Cieszę się że tak wspaniale potrafią ze sobą współpracować, nigdy nie odmawiają pomocy, wspierają się wzajemnie, a to bardzo ważne w tym zawodzie. Jest nas niewiele w stosunku do potrzeb. Nasi podopieczni chcieliby nas mieć na dłużej, częściej. Wiele razy opiekunki słyszą: "już idziesz? Zostań. Możesz tutaj spać".

Nietrudno się domyślić, że w wielu przypadkach podopieczni to osoby mieszkające samotnie. Oprócz opieki potrzebują towarzystwa. Przywiązują się do swoich opiekunek jak do rodziny.

— To także wynik tego, że w naszych czasach nie ma już wielopokoleniowych rodzin mieszkających wspólnie — wyjaśniają opiekunki. — Wiele lat temu w jednym domu mieszkali dziadkowie, ich dzieci i wnukowie. W tej chwili rodziny są rozproszone, to także wynik emigracji zarobkowej.

Małe miejscowości, do jakich należy Lidzbark Warmiński, tracą najwięcej mieszkańców — głównie młodych ludzi, którzy wyjeżdżają na studia i już do miasteczka nie wracają, albo podjęli podróż "za chlebem", poza granice kraju.
Jeszcze kilkanaście lat temu "miasto mężów znamienitych", w którym mieszkali niegdyś biskup Ignacy Krasicki i Mikołaj Kopernik, liczyło ok. 16 tys. mieszkańców, dzisiaj jest ich ok. 14 tysięcy.

Lidzbarskie opiekunki, których pracą kieruje Joanna Walkiewicz, mają pod swoją opieką ok. 50 podopiecznych. Zatrudnia je Polski Komitet Pomocy Społecznej, który współpracuje z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Lidzbarku Warmińskim. Zarabiają niewiele, pracują dużo, nie chodzą na urlopy, bo albo urlop, albo pieniądze.

— Opiekunki marzą o etatach — zwierza się pani Joanna. — I jestem przekonana, że to konieczność w obecnych czasach. Dodajmy, że jeśli się coś zmieni, to raczej w tym kierunku, że pomoc opiekunek będzie jeszcze bardziej potrzebna.
Już teraz niejedna z lidzbarskich opiekunek ma takie dni pracy, że opieka zajmuje im więcej niż 8 godzin na dobę.
— Ja wychodzę do swoich podopiecznych o godz. 8.00 rano, a w domu jestem o 18.20 - 18.30 — mówi pani Karolina.

Dlaczego jeszcze ta praca jest trudna?
— Niektórzy nasi podopieczni próbują nas wykorzystywać jak służących, a my nie jesteśmy służbą — opowiada pani Alina. — Trudno im to zrozumieć.

Opiekunki narzekają też, że ich praca nie jest właściwie doceniana, a przecież muszą nie tylko ciężko pracować, ale też wykazać się ogromną dyplomacją. Zdarza się że podopieczny zapomina gdzie schował swoje "skarby" i rzuca oskarżenia o kradzież.

Bywa też, że nie poznaje swojego opiekuna i wszczyna awanturę, albo zapomniał, że przed chwilą jadł i domaga się posiłku. Dużo zależy w takich sytuacjach od postawy rodziny podopiecznego. Dobrze, jeśli ma ona świadomość, że oskarżenia są bezpodstawne. Jakby nie było, to zawsze sytuacja trudna, stresująca, przykra.

Dlatego coraz trudniej o osoby, które chciałyby pracować w tym zawodzie, szczególnie, że za taką samą pracę na zachodzie można zarobić o wiele więcej. Niewykluczone, że będzie w Polsce o dobrą opiekunkę jeszcze trudniej.

— Miałam kiedyś propozycję pracy za granicą, między innymi do Włoch — zwierza się pani Alina. — Nie skusiły mnie te pieniądze. Pomyślałam, że jak wszyscy wyjadą z kraju, to kto się będzie tymi naszymi staruszkami opiekował? Co oni bez nas zrobią? Ja opiekuję się jak najlepiej potrafię. Robię to w taki sposób, w jaki chciałabym być zaopiekowana, kiedy sama będę w ich wieku. A poza tym, chcę pomagać ludziom, lubię swoją pracę.

— Nasze opiekunki wkładają w swoją pracę całe serce — mówi Joanna Walkiewicz. — Nie tylko podopieczni się przywiązują do opiekunek, często nazywają je swoimi córeczkami, ale też opiekunki przywiązują się do swoich podopiecznych. Zwłaszcza kiedy ta opieka trwa latami. W domach podopiecznych czujemy się jak we własnych. Rozstanie przeżywamy jakby to była nasza najbliższa rodzina. To nie jest łatwe, a jednak dajemy radę.

— Cieszymy się że to właśnie Joasia jest naszą szefową — dodaje pani Alina. — Ona nas doskonale rozumie, bo sama pracowała jako opiekunka. Znakomicie organizuje pracę, jednoczy nas i wprowadza wspaniałą atmosferę pracy, a to bardzo ważne w tym zawodzie, w którym i tak mamy sporo stresów. Dobrze, że czujemy, że szef nas wspiera.
Natomiast Joanna Walkiewicz jest dumna ze swoich koleżanek. Wie ile kosztuje je ta praca.

Długo można jeszcze pisać o codziennym trudzie lidzbarskich opiekunek środowiskowych, chociażby o tym, jak stoją w kolejkach do lekarzy specjalistów w imieniu swoich podopiecznych kosztem swojego czasu wolnego, który powinny przeznaczyć dla własnej rodziny i zdarza się, że do tego lekarza się nie dostaną, bo właśnie skończył się limit pacjentów. Nie, nie mają uprawnień, by wejść bez kolejki. Nie narzekają, bo nie mają na to czasu.

Zawód opiekunki środowiskowej jest wyjątkowo ważny w naszych czasach. Warto spojrzeć łaskawym okiem na ich obowiązki, zauważyć, że jeśli nie spostrzeżemy potrzeb w tym zakresie, możemy się zdziwić, bo zabraknie rąk do pracy.

Dodajmy, że do pracy ciężkiej, wymagającej dyplomacji, empatii, uczciwości, wrażliwości ale i odporności, czyli odpowiednich predyspozycji.
— Trzeba też, mimo całej naszej wrażliwości i empatii, którą okazujemy, umieć stawiać granice, a to nie jest łatwe — mówi pani Joanna.
— I trzeba mieć w sercu miłość do człowieka. To nie tylko praca, to misja — dodaje pani Alina.
Ewa Lubińska

Joanna Walkiewicz (w środku) jest dumna ze swoich koleżanek.
Fot. Ewa Lubińska



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5