Zimno zmienia ludzi

2023-01-02 10:00:00(ost. akt: 2023-01-02 10:16:28)

Autor zdjęcia: Łukasz Czerniewski

Rafał Czerniewski twierdzi, że zimno zmienia ludzi i nie chodzi tu tylko o wzmocnienie odporności organizmu, ale też o to, że "zimnolubni" lepiej radzą sobie ze stresem i życiowymi trudnościami. Niedawno po raz trzeci wszedł na Śnieżkę w samych spodenkach.
fot. zajawa główna

(Fot. Łukasz Czerniewski)


— W sobotę 3 grudnia wszedł pan na Śnieżkę (1603 m n.p.m.) w samych spodenkach. Wierzę, że nie był to akt spontaniczny, a przemyślana decyzja. Na pewno akcję poprzedziło solidne przygotowanie i z tego co wiem, nie był to pana pierwszy raz?

— To było trzecie wejście i po raz trzeci braliśmy udział (bo nie wchodziłem sam) w akcji charytatywnej organizowanej przez Macieja Szyszkę. To znana postać wśród ludzi zimnolubnych. Warto podkreślić, że zawsze przy tej okazji zbieramy pieniądze dla dzieci, które tego potrzebują. W tym roku były to trojaczki. Każde z maluszków z poważnym stopniem niepełnosprawności. Udało się zebrać ok. 20 tys. zł. Każdy z uczestników coś wrzucał do „skarbonki”. Można też było wpłacać na odpowiednie konto na siepomaga.pl. Była to już szósta edycja tej akcji.

Rafał Czerniewski

— Kto z panem w tym roku wchodził?

— Był ze mną po raz pierwszy mój brat Łukasz. Cieszę się, że udało mi się go w to wciągnąć i że świetnie sobie poradził. Była też z nami Ania Lichota z Olsztyna, ratowniczka medyczna, która zabezpiecza moje warsztaty morsowania w balii, prowadzi wykłady na temat hipotermii i sposobów pomocy w takich sytuacjach. Wie, o czym mówi, bo jest nie tylko ratowniczką, ale też sama pracuje z zimnem i ma doświadczenie. W poprzednich latach mieliśmy ubranego ratownika medycznego, który nas zabezpieczał na szlaku. Tym razem, mimo że to było pierwsze wejście Ani na Śnieżkę, postanowiła zrobić to w szortach i koszulce.

— Jak ta wędrówka wyglądała? Szliście większą grupą, czy oddzieleni od reszty?

— Maciej Szyszka idzie ze sporą grupą. Ale też każdy idzie swoim tempem. Akcja odbywa się przez cały dzień. Jest duża grupa wchodzących, która się systematycznie powiększa i różne podgrupki. Nasza szła czarnym szlakiem. Wyszliśmy przy wyciągu na Kopę jeszcze przed świtem. Miałem bardzo dobre przygotowanie kondycyjne, trudniej było bratu i Ani, bo to były ich początki. Od połowy drogi mieliśmy dość silny wiatr i padał śnieg, było ciężko, ale się udało. Nie mamy zbytnio zdjęć, mimo że mój brat jest bardzo dobrym fotografem i zabrał ze sobą aparat. W takich warunkach raczej trudno robić zdjęcia.

— A wejście było trudne?

— Na pewno odczuwałem lęk przed nieznanym. Mimo że morsowałem już od dobrych kilku lat, jestem sportowcem, to jednak było to nowe wyzwanie. Trzeba pamiętać, że w takich okolicznościach mięśnie muszą wykonać podwójną pracę. Po pierwsze motoryka, czyli musimy wejść na tę górę, po drugie — te same mięśnie muszą dać nam ciepło, więc są podwójnie eksploatowane. Dlatego bardzo ważne jest przygotowanie kondycyjne, plus adaptacja do zimna i wiedza, jak ciało reaguje na zimno. Osoba, która łączy te składniki, o wiele lepiej sobie w takich warunkach poradzi, niż nawet wieloletni mors, który nie ma kondycji fizycznej, nie jest „wybiegany” i nie ma siły w nogach.

— Czyli bez kondycji nie da rady?

— Konieczna jest dobra kondycja plus doświadczenie z zimnem. Konieczny jest również plecak z niezbędnym ekwipunkiem.

— Co jeszcze jest potrzebne?

— Zimno jest żywiołem surowym, ale sprawiedliwym. Jeśli znamy jego zasady, to jesteśmy w stanie się do niego dopasować. Ludzie tak naprawdę przez cały rok pracują na to, by na tę Śnieżkę wejść. Ćwiczą, bardziej o siebie dbają, świadomie podchodzą do tego, co jedzą i to jest taka wartość dodana do tych naszych zimowych wypraw. Obcowanie z zimnem wymaga znajomości fizjologii – tego, jak organizm się zachowuje pod wpływem zimna. Jest więc też wątek edukacyjny.

— Skąd u pana zainteresowanie zimnem? Naczytał się pan Wima Hofa?

— Szach i mat (śmiech). Morsuję już od kilkunastu lat, ale nie za bardzo wiedziałem, co dlaczego robię. Nikt nie był w stanie mi powiedzieć nic konkretnego. Pierwsze moje morsowanie odbyłem w wieku 18 lat.

— Najpierw był sport czy morsowanie?

— Sportem się interesowałem już od szóstego roku życia. Chodziłem na karate kyokushin w Lidzbarku Warmińskim. A pierwsze morsowanie doskonale pamiętam, bo to był przerębel w kształcie serduszka w walentynki w jeziorze Wielochowskim. Moje początki z zimnem nie były spektakularne. W internecie natknąłem się na „wariata”, który chodził w spodenkach zimą, zacząłem szukać wiadomości na ten temat. Postanowiłem w końcu obalać mity z związane z zimnem. Okazało się, że jeśli wejdziemy w środowisko, które przestymuluje nasz organizm, to możemy stopniowo progresować. Dla mnie jako dla sportowca to było ciekawe, bo widziałem bardzo dużo podobieństw między pracą z zimnem a sportem. Możemy przyjąć, ze morsowanie to jest też trening. Stres dla organizmu, ale jeśli będzie później faza regeneracji, to organizm się stopniowo do tego adaptuje, rozwija się, tak jak ma to miejsce w sporcie. Bardzo podobne podejście, które skutkuje niesamowitymi wynikami, ma bardzo znana postać, jeśli chodzi o zimnolubów – Valerjan Romanovski.

— No właśnie czytałam o nim niedawno, bo pan go zaprosił do siebie do Samolubia…

— Ten człowiek robi niesamowite rzeczy, np. spędził trzy godziny w skrzyni z lodem, nie wchodząc w stan hipotermii.

— Pobił też dziewięć razy rekord Guinessa w „zimnej” jeździe na rowerze.

— Tak. Miesiąc spędził na zamarzniętym jeziorze w Laponii, nie mając żadnych źródeł ciepła. To jest człowiek, od którego bardzo dużo się nauczyłem. Podchodzi do tego bardzo pragmatycznie.

— Zauważyłam, że ma naukowe podejście.

— Pracuje z lekarzami, naukowcami. Dla niego to jest jednostka treningowa, bada efekty: bodziec, regeneracja i podnosi stale swoje możliwości. Okazuje się że to działa i przynosi konkretne efekty. Oczywiście każdy ma jakieś swoje predyspozycje, ale nie jest tak, że mamy jakieś wybitne jednostki, jak wspomniany przez panią Wim Hof, czy Romanovski. Tak naprawdę każdy może diametralnie zwiększyć swoje możliwości, jeżeli tylko wie, jak i tego chce.

— Stąd te pana warsztaty w Samolubiu, podczas których można spróbować morsowania w balii?

— Bardzo się w to wciągnąłem, bo zauważyłem, że to nie jest efekt placebo. Po obcowaniu z zimnem zacząłem się o wiele lepiej czuć. Kiedyś zima była dla mnie okresem przygnębiającym. To był czas czekania na lato.

— Naprawdę?!

— Zdecydowanie byłem z tych ciepłolubnych. A teraz okazuje się że każda z pór roku ma coś do zaoferowania. Kiedyś miałem też lęk wysokości, więc skoczyłem kilka razy ze spadochronem. Nie lubiłem zimna, więc chciałem w to środowisko wejść i je oswoić.

— I teraz się tym pan dzieli?

— Dzielę się. Sam kiedy chciałem zdobyć trochę wiedzy na dobrym poziomie, więc musiałem jeździć na południe Polski, bo większość takich szkoleń i warsztatów odbywa się gdzieś w okolicach Karkonoszy. Koszt udziału w warsztatach, dojazd, hotele. Wydawałem sporo pieniędzy i traciłem dużo czasu. Szukałem czegoś bliżej, nie znalazłem, więc stwierdziłem, że jeśli czegoś nie ma, to trzeba to w naszym regionie zrobić. Zdobyłem już jakąś wiedzę i mogę się nią dzielić.

— I od kiedy pan prowadzi warsztaty w Samolubiu? Po to powstała Moc z żywiołów?

— Moc z żywiołów powstała w czasie pandemii, bo w końcu miałem trochę czasu, by te wszystkie pomysły, projekty odkładane na później, wprowadzić w życie. Przyznam, że przedtem byłem w ciągłym biegu i pandemia nagle to wszystko zatrzymała. Myślę, że dostałem szansę i przyszedł czas na przemyślenia i plany. W rodzinnym Samolubiu, gdzie mój tato postawił domek, w którym powstała Moc z Żywiołów, prowadzę szkolenia, spotkania, warsztaty i trudno uwierzyć, że to trwa niespełna dwa lata, bo tyle się w tym czasie wydarzyło.

Rafał Czerniewski
Instruktor sztuk walki, posiadacz stopnia mistrzowskiego 1dan w karate kyokushin, doświadczony szkoleniowiec służb mundurowych, trener przygotowania motorycznego, trener personalny, certyfikowany instruktor metody Buteyko (oddychanie funkcjonalne), organizator licznych szkoleń i warsztatów m.in. z zakresu sztuk walki, samoobrony, zarządzania stresem, bezpieczeństwa w morsowaniu, technik oddechowych (pod hasłem „Moc z żywiołów”).


(Fot. Łukasz Czerniewski)


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5