Zawkrze, Poborze i ich mieszkańcy (cz. 2.)

2022-10-10 09:45:00(ost. akt: 2022-10-10 09:58:11)
Mapa Poborza

Mapa Poborza

Autor zdjęcia: Zdjęcia map z publikacji: Studia i Materiały do dziejów Ziemi Zawkrzeńskiej, t. 1.

Dzisiaj druga i zarazem ostatnia część opowieści O "Zawkrzu, Poborzu i ich mieszkańcach" autorstwa doktora Leszka Arenta, wiceprezesa Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Mławskiej.
Nazwa Poborza nie jest jednoznacznie wyjaśniona. W dziewiętnastowiecznych opracowaniach pojawiło się kilka hipotez, próbujących określić jej pochodzenie. Jedni autorzy twierdzili, że jest to część Mazowsza zwana Poborzem albo Poboczem, czyli gruntem z boru wydobytym, po borze powstałym.

Inna hipoteza, zupełnie nie trafiona zakładała, że Pobocze bliska jest nazwie Pobodze, więc związana jest z rycerskim herbem Pobóg. Inne zupełnie fantastyczne ludowe etymologie, mówiły o tym, że Poboczanie wzięli nazwę od osiedlenia ich na poboczu, przez księcia mazowieckiego Konrada dla obrony przed Prusami, lub przez króla Władysława Jagiełłę do pilnowania granicy z krzyżakami, po bitwie pod Grunwaldem.

Właściwe wyjaśnienie nazwy zaproponował Oskar Kolberg, twierdząc, że jak Polesie odnosi się do terenów znajdujących się po wycięciu lasów, bądź Pogórze – to obszar pagórkowaty, Podole – to tereny gdzie znajdują się doły, wąwozy jary, tak Poborze – to obszar porośnięty borem sosnowym.

Poborzanie

Cytowany wcześniej Józef Ostaszewski o Poborzu pisze tak:
„Wszystkie cechy szlachty mazowieckiej w stopniu skondensowanym można zaobserwować na nieco odrębnej ludności szlacheckich majątków, zaciśniętych w okalającą je pętlę w postaci granicy od czasów krzyżackich z Prusami od strony zachodniej i północnej oraz błot nieprzebranych Orzyca ze wschodniej strony, co razem stanowi zamknięty korytarz, mający wyjście w stronę Mławy. Nie jest to żadna jednostka terytorialna w sensie administracyjnym i nigdy nią nie była, nie figuruje na żadnej mapie i granice ma nieścisłe ustalone ze strony, wolnej od wspomnianej obręczy. Ten teren, a właściwie szlachta, zajmująca go, nosi od wieków nazwę "Poborzan", a okolica ta określa się jako będąca "na Poborzanach”.

Irena Kotowicz-Borowy podała w jednej ze swoich prac o drobnej szlachcie północnego Mazowsza kilkanaście wersji pochodzenia nazwy Poborze, cytując różne wyjaśnienia na ten temat.

W konkluzji stwierdziła, że: „Najbardziej prawdopodobna wydaje się być wersja pochodzenia nazwy Poboże od rodu heraldycznego Pobogów. Teren Poboża na początku XV w., położony wzdłuż granicy z Prusami po stronie zachodniej, zamieszkały był przez rozrodzony ród Pobogów. Pierwotnie nazwa Poboże mogła dotyczyć tylko terenu zamieszkałego przez ród heraldyczny Pobogów i sięgać granicy z Zakonem Krzyżackim na wysokości dzisiejszego Miecznikowa-Gołębi do Lekowa Wielkiego.

Być może, późniejsze mariaże Pobogów z przedstawicielami rodów heraldycznych Trzasków, Zagrobów, Adwańców spowodowały, że cała parafia Janowiecka otrzymała nazwę Pobożany. Współcześnie ludność pobożańska średniego pokolenia identyfikuje się z określeniem Pobożanie. Młodsze pokolenia nie jest już zorientowane i nie zna tej nazwy.

Mapa Zawkrza

Patrząc na mapę Zawkrza warto zastanowić się na rozmieszczeniem ośrodków miejskich tej ziemi. Większość z nich skupiona zastała w północno – zachodniej części.

Tam najwcześniej lokowane były miasta: najstarszy Szreńsk – prawa miejskie uzyskał w 1383, później Kuczbork – 1384, Radzanów 1400, choć prawdopodobnie istniał już kilkadziesiąt lat wcześniej, Mława – prawa miejskie otrzymała w 1429 roku, Janowiec w 1421 roku, Dłutowo – 1432 roku, Lubowidz – 1446 roku. Cała południowo-wschodnia część Zawkrza pozostała bez większych ośrodków miejskich, nie licząc Niedzborza.

Kim byli ludzie zamieszkujący Ziemię Zawkrzeńską w dawnych czasach?
Ciekawy opis daje Józef Ostaszewski w pracy „Z dziejów mławskiego Mazowsza.
Szkic historyczny”, oczywiście współczesnych mu ludzi, ale pewne cechy przez wieki utrwalone, przetrwały do czasów współczesnych autorowi.

Nazywa Ostaszewski obecnych Mazowszan Mazurami. „Cechuje tutejszego Mazura we wszystkich jego poczynaniach ideologia "smutku". Czy w głębi duszy tkwi półświadomie poczucie niedoli przodków wydziedziczonych, ponuro idących z ziemi praojców puszcze bezludne, niegościnne, by ciężką walką z naturą i ponad siły wytężoną pracą zdobywać nędzny byt bez nadziei dorobku i odpoczynku; czy mglista pamięć lepszej świetności rodowej i świadomość dzisiejszego swego upadku i zawstydzenie z powodu tegoż; czy surowość klimatu i ubóstwo gleby odbiera radość życia, dosyć, że Mazur ma w swoim bycie rodzinnym nastawienie "surowości obyczajów i depresji psychicznej".

Mało kolorów i muzyki

Cytując dalej spostrzeżenia autora na temat ubiorów, możemy dojść do wniosku, że współcześni i pradawni Mazowszanie byli pozbawieni dążeń do nowości, byli wyjątkowo konserwatywni i niezwykle oporni w korzystaniu z „mody”.

„Właściwe innym stronom barwne stroje ludowe tutaj nigdy nie były znane. Tak dawny strój ludowy, który zanikał już około 100 lat temu, jak stroje szlachty dawne i dzisiejsze są szare, ciemne, granatowe bezbarwne. Porównać można te strony jedynie z Podlasiem, zaludnionych przez tych samych Mazurów”.

I dalej kontynuuje opis Mazurów, tym razem zajmując się ich brakiem zamiłowania do muzyki i co z tego wynikało.

„Rozpowszechniona w Polsce skłonność do zabaw, śpiewów, do tańców występuje tu w małym stopniu i spotyka się z surową oceną starszych. Mazur tutejszy jest zupełnie "niemuzykalny" i żadna melodia rodzima prasłowiańska nie rozlega się na jego polach.

Nauczyciele muzyki i śpiewu w szkołach tutejszych na zalecenie "rozśpiewania" uczniów-Mazurów wybuchają śmiechem z powodu niedorzeczności propozycji. W związku z nierozwiniętym poczuciem muzycznem (sic!) istnieje nierozwinięta inteligencja dźwiękowo-językowa. Mazur tutejszy z trudnością przyswaja sobie język literaki i wymowę ogólno-polską, a w mowie jest w ogóle słaby. Już w oddalonej przeszłości łatwo przekręcał wyrazy i tworzył łamigłówki w nazwach, trudne dzisiaj do odcyfrowania.

Młodzi nie zabierają głosu

W dalszej części swojego wywodu o Mazurach opowiada, nie bez złośliwości, o zachowaniu Mazurów żyjących i mieszkających w konkretnej wsi, znajdującej się w pobliżu Poborzan. „U progu Poborzan jest wieś Załęże o bardzo nędznej piaszczystej ziemi, uboga. "Psy tam szczekają oparte o ścianę, nie mogąc się utrzymać na nogach z wycięczenia i głodu".

Zamożni mieszkańcy Wieczfni już od wielu pokoleń nazwali tych załężaków "wronami". Największą satysfakcją przejeżdżającego przez Załęże parobczaka z innej wsi jest i dzisiaj, jak przed laty, przy zachowaniu ostrożności i już na wylocie ze wsi - zaciąć konie i krzyknąć: "kra!".

Wywołuje ten okrzyk obraźliwy i bojowy efekt piorunujący. Obecni załężacy łącznie z dziećmi rzucają się z furią za uciekającym i obrzucają go kamieniami. "Niechybnie nie wypuściliby go żywcem, gdyby nie dobre konie" - twierdzą sąsiedzi.[…] W rodzinie panuje zwyczaj pierwotny, surowy. Tkwi głęboko echo ustroju patriarchalnego panowania hierarchji. (sic!). Wpaja się i przestrzega, żeby starsi szanowali "uczeńszych", a młodsi starszych. Młodzi przeważnie nie zabierają głosu.

Zatargi pomiędzy obywatelami

Dalej Józef Ostaszewski odsłania jaśniejszą stronę omawianych Mazurów pisząc: „Uderzenie w nutę patriotyczną wywołuje wielki oddźwięk i gotowość do ofiar w Mazurze tutejszym, w innych sprawach do decyzji nieskorym.

Taką postawę potwierdza Władysław Smoleński dodając „Szlachta mazurska dostarczała dzielnych setników do piechoty, rotmistrzów do jazdy lekkiej, słynęła z odwagi i bitności. Lecz z cnotami rycerskimi łączyła wichrowatość umysłu, pochopność do zatargów sąsiedzkich i swywoli (sic!). Nieustanne były zatargi pomiędzy obywatelami wschodnich ziem mazowieckich i podlaskimi,[…]

W niektórych okolicach szlachta jeszcze w XVI wieku oddawała się rozbojem i łupiestwu.
[…] Szlachcic mazurski nie rozstawał się poza domem z kijem sękatym, obuchem lub rusznicą. Z najbłahszej przyczyny wszczynał bójkę. Wrażliwy na lada uchybienie, na obelgi lub potwarz bronił swojej czci, kalecząc prześladowcę, lub zabijając. Przyrodzoną popędliwość potęgowało w nim piwo, które pochłaniał w wielkiej obfitości.

W karczmie z kmieciami, podchmielony, wadził się i bił. Awanturował się na targu z mieszczanami i Żydami. Rąbał współziemian w sądzie i na sejmiku.

Zapalczywości swej dawał folgę nawet w kościele. W domu miał tysiące okazyi (sic!) do nieporozumień z sąsiadami o skibę roli, o pokos łąki, o szkodę w zbożu, pastwisku i ogrodzie. W ciągłych swarach stworzył obfity zasób przekleństw i wymysłów, nabrał rutyny w rozstrzyganiu pięścią lub kijem. Potrafił znęcać się nad pokonanym przeciwnikiem.

Kobiety nie ustępowały mężczyznom

Przedstawiony przez znakomitego historyka szkoły warszawskiej, profesora Uniwersytetu Warszawskiego, obraz Mazura nie odbiega od tego, który zaprezentował historyk amator - Józef Ostaszewski.

Mieszkańcy z północnego Mazowsza, również z Ziemi Zawkrzeńskej byli zapewne bardzo dobrymi żołnierzami, ponieważ ich sposób życia i cechy osobowościowe świetnie przydawały się na polu walki. W życiu codziennym sprawiali więcej kłopotów, niż mogli uczynić przeciętni mieszkańcy z innych części państwa.

Czy tylko mężczyźni byli w nadmiarze agresywni i skłoni do awantur, kończących się często uszkodzeniem ciała, trwałym kalectwem i nierzadko zgonem w wyniku poważnych obrażeń? Jak zachowywały się kobiety w tym środowisku, pełnym patriarchalnych pozostałości?

Przytoczmy opinię Władysława Smoleńskiego. „W dzikości obyczajów nie ustępowały mężczyznom niewiasty. W r. 1794 doręczono w Grabicach Małych, parafii niedzborskiej, pozew Maciejowi Pokrzywnickiemu. Pawłowi Gizyńskiemu małżonkom i ich pracowitemu Wojciechowi Traczowi […] izby stanęli przed sądem ziemskim zawkrzeńskim.[…] Pozwani zostali: Tracz, oraz panie: Pokrzywnicka i Gizyńska w asystencyji (sic!) mężów o > uczynioną gwałtowność przy zakładaniu urzędowego aresztu w dobrach Grabienickich […] Panie te przy pomocy Tracza powitały kładących areszt kijami, drągami, pałami, pobiły ich i poraniły, darły im włosy z głowy, dusiły za gardła, poszarpały odzienie i zelżyły.

Duchów obrażać nie wolno

Byli więc mieszkańcy Ziemi Zawkrzeńskiej obojga płci, równie agresywni jak i niepohamowani w przemocy wobec przeciwników. Nie byli skorzy do porozumienia na drodze wzajemnego zrozumienia i polubownego rozwiązywania problemów, tylko rozstrzygania ich z użyciem siły, często graniczącej z brutalnym znęcaniem.

Warto więc zapoznać się z życiem religijnym Mazurów, których nie powstrzymywały zasady wiary chrześcijańskiej w ich hajdamackim życiu.
Jak kształtowała się ich duchowa sfera życia? Józef Ostaszewski twierdzi, że „Naogół (sic!) Mazur tutejszy wychowywany jest w poszanowaniu dla religji (sic !), obrzędów i tradycji kościelnej.

Jednocześnie zachował wiele przesądów, wierzeń i obyczajów o rzeczach nadprzyrodzonych. Przestrzegano więc bezwzględnie zwyczaju, żeby po śmierci członka rodziny odprawiać puste „noce”, zakrywano lustra zasłoną, przewracano krzesła, taborety na którym stała trumna wywracano do góry nogami.

Inne zwyczaje stosowano skrupulatnie na wsiach, żeby miski z wodą nie wylewać przed dom po zmierzchu „chodziło o to, żeby po ciemku nie oblać duchów zmarłych, krążących przed domem i po zmierzchu stających przed drzwiami. Ten fragment kultu przodków sprzed tysiąca lat jest bardzo wymowny.

Mówi on: to duchy przodków, bo jakby inne interesowały się właśnie tą rodziną i tym domostwem; bytowanie ich po śmierci jest politowania godne; duchy, jak psy w zamieć, wystają "przed domem, jakby skomląc (słychać ich czasem…), jakby pełne pretensji: "oto wy żyjecie sobie wygodnie, a nasz los jaki?".

Duchów obrażać nie wolno, gdyż będą się mścić, a mają po temu władzę i siłę, tak jak opiekują się rodziną i sprawują pomyślność”.

Poczucie własnej godności

Przez wieki kształtowana moralność Mazurów, opierająca się na kulcie przodków, była przez chrześcijaństwo „cywilizowana” i uszlachetniana, wykazała się nadzwyczajną żywotnością i trwałością, przetrwała prawie do połowy XX wieku.

Co ciekawe, posłuch i poszanowanie starych obyczajów i osób uznawanych za „uczeńszych” i starszych było silniejsze, niż obawa przed sądami i śledztwami, i w efekcie więzieniem, przed którym można się było ukryć, a nawet piekłem, do którego było daleko.

Czy opisywani wcześniej Poborzanie stanowili odrębną podgrupę Zawkrza. Pozytywną odpowiedź daje Józef Kazimierski twierdząc, że:

„Była to zwarta grupa ludności wojennej zobowiązana do posług militarnych zwana Poborzanami. Z czasem wytworzyła ona własną subkulturę Zawkrza.
Ludność znana była z kłótliwości, wysokiego poczucia godności i własnej wartości. Przetrwała tu do naszych czasów”.

Poczucie własnej godności, honoru i co za tym idzie własnej wartości, potwierdza Irena Kotowicz-Borowy, podając jako przykład na wyróżniającą tutejszą szlachtę dumę i nawet próżność, nadawanie dzieciom wyszukanych imion, np. Symplicjusz, Remigiusz, Scholastyka, Cyryl czy Apolonia.

Poszanowania religii i kościoła

Konkludując zachowanie Mazurów Ostaszewski stwierdza „Jeżeli przez kilkanaście lat powojennych można stwierdzić olbrzymie przemiany w zwyczajach i psychice Mazura i zanik stopniowy przesądów i wierzeń, to w parze z tym idzie wyraźny upadek moralności i tradycji rodzinnych, jak poszanowania religii i kościoła”.

Przedstawiony dotychczas obraz życia Poborzan i ogólnie mieszkańców Zawkrza, byłby niepełny, bez zaznaczenia również pozytywnej strony życia mieszkańców za rzeką Wkrą.

Trzeba również podkreślić, że ludność mazurska była gościnna i na swój sposób uczciwa. Tereny te były praktycznie pozbawione, zamków obronnych, wielkich obiektów pałacowych a dwory mieszkającej tu szlachty były raczej skromne w porównaniu do innych rejonów Rzeczypospolitej.

Jak zanotował Ostaszewski, każde dobre hasło łatwo trafiało do przekonania miejscowej ludności. Człowiek inteligentny i wykształcony był chętnie słuchany i podziwiany. Natomiast hasła i pomysły wywrotowe na pewno nie mogły liczyć na zrozumienie. Mazurzy do obcych i nieznanych im, nie mieli zrozumienia i zaufania.
Pod tym względem byli bardzo konserwatywni.

Do dzisiaj zachowały się elementy tradycji i sposobu bycia Poborzan, ale tylko wśród starszych ludzi, młodzież, jak podkreśliła Irena Kotowicz-Borowy, poborzańską tradycją mało się interesuje.
Dr Leszek Arent, wiceprezes Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Mławskiej.



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5