Niebo jest coraz ciekawsze. Rozmawiamy z astronomem z Lidzbarka Warmińskiego Jackiem Drążkowskim

2022-01-23 09:08:53(ost. akt: 2022-01-22 15:35:38)
Jacek Drążkowski

Jacek Drążkowski

Autor zdjęcia: Mariola Adela Karpowicz

Niedawno mogliśmy podziwiać dwa niezwykłe zjawiska: zorzę polarną i niezwykle widowiskowe halo Księżyca. O tym, ale też o skutecznych badaniach nad powstaniem planet Układu Słonecznego rozmawiamy z astronomem z Lidzbarka Warmińskiego Jackiem Drążkowskim.
— Niedawno mieliśmy okazję zobaczyć w Polsce zorzę polarną. Pojawiło się też widowiskowe halo Księżyca. To zjawiska bardzo rzadkie u nas, czy mają regularną częstotliwość?

— Mniej więcej co 11 lat (to może być czasami 9 lub kilkanaście) Słońce jest bardziej aktywne, wtedy też częściej i więcej zachodzi na nim zjawisk wybuchowych, rozbłysków. Wyrzucanych jest wtedy w przestrzeń wiele naładowanych elektrycznie cząstek. Jeżeli strumień takich cząstek uderzy w magnetosferę, czyli tę magnetyczną osłonę Ziemi, to atmosfera zostaje mocno pobudzona i wtedy mamy to świecenie zorzowe. Zorze są tak naprawdę prawie zawsze widoczne, ale blisko biegunów, tam gdzie linie pola magnetycznego wchodzą w Ziemię. Tam te cząstki ze Słońca nawijają się jakby dookoła linii pola magnetycznego i dochodzą do niskich warstw atmosfery. Zorze polarne, na przykład w Norwegii czy Islandii, można oglądać bardzo często. Są nawet organizowane wyprawy na ich obserwacje, także z Polski. Jak się tam pojedzie na tydzień, to trzeba mieć sporego pecha, żeby nie zobaczyć zorzy polarnej.

Natomiast w naszym przypadku potrzeba jakiegoś wybuchu na Słońcu, który tak mocno pobudzi do świecenia atmosferę ziemską, że owal zorzowy, czyli ten obszar, gdzie zorza jest widoczna, schodzi na niższe szerokości geograficzne i wtedy również od nas można to zobaczyć gołym okiem. Na przykład w 2015 roku można było nawet parę razy wiedzieć zorze polarne z terenu Polski. Natomiast ta zorza, która teraz była widoczna, to jest dość dziwna sytuacja, bo nie było żadnego takiego zjawiska na Słońcu, tak silnego rozbłysku, który by wygenerował wyrzut plazmy, która mogłaby dolecieć do Ziemi i wywołać burzę magnetyczną powodującą rozległą zorzę.

Fot. Jacek Drążkowski

— To co się stało, że jednak zorza się pojawiła?

— To, że tak jasna i rozległa zorza polarna była widoczna teraz, jest wynikiem tego, że zrobiła się dziura w magnetosferze ziemskiej, jakby częściowo zanikło pole magnetyczne Ziemi. Wiatr słoneczny mógł wtargnąć głęboko do atmosfery ziemskiej. Przeniknąć pole magnetyczne, które normalnie nas chroni przed takimi naładowanymi cząstkami ze Słońca.

— To trochę niepokojące.

— Rzeczywiście to trochę niepokojące. Ale też zostało to przewidziane wiele lat temu, że takie zjawiska będą się coraz częściej zdarzały. Od wielu lat obserwuje się anomalie, różne zaburzenia ziemskiego pola magnetycznego i uczeni przyjmują, że prawdopodobnie zbliżamy się do momentu, w którym nastąpi przebiegunowanie, czyli, północny biegun magnetyczny ziemski zamieni się z południowym. Takie zjawiska się zdarzały w historii nie raz. Tylko, że odstępy czasowe między nimi są rzędu setek tysięcy lat. Ostatnie takie zjawisko przebiegunowania miało ponoć miejsce jakieś 780 tysięcy lat temu. Ludzi raczej wtedy nie było. Istoty człekokształtne być może, ale homo sapiens nie było wtedy na ziemi.

— To przebiegunowanie jest blisko?

— Może się zdarzyć nawet za naszego życia.

— Niemożliwe!

— To zależy jak długo będziemy żyli, ale następne pokolenia zapewne tego doświadczą.

— Jakie mogą być tego skutki?

— Skutki mogą być z jednej strony widowiskowe, bo będziemy częściej oglądali piękne, efektowne zjawisko zorzy polarnej, a z drugiej strony będzie to niebezpieczne wysokoenergetyczne promieniowanie od Słońca, ale nie tylko, bo potężniejsze promieniowanie pochodzi od innych źródeł kosmicznego pochodzenia. To promieniowanie zaburza pracę różnych urządzeń elektronicznych, a my w tej chwili jesteśmy wręcz uzależnieni od elektroniki. W pierwszej kolejności na takie uderzenia narażone będą satelity, a cała telekomunikacja i nawigacja bazuje na satelitach. Jeżeli satelity ulegną zniszczeniu to np. nie skorzystamy z GPS. I nagle będziemy uczyli się na nowo korzystać z map, bo nawigacja nie będzie działała. Mamy w tej chwili mnóstwo urządzeń bazujących na geolokalizacji. W wielu dziedzinach życia będziemy mieli wtedy poważny problem. Kiedy układy scalone, np. w komputerach zostaną przeszyte wiązką promieniowania, mogą ulec uszkodzeniu.

— Jaki może mieć wpływ to promieniowanie na ludzi?

— Wiadomo, że może doprowadzić do zmian genetycznych, uszkodzeń komórek i efektem mogą być częstsze przypadki nowotworów albo narodzin dzieci z deformacjami. Tak jak w chorobach popromiennych.

— Wróćmy na chwilę do niedawnego zjawiskowego halo Księżyca.

— Było bardzo długo widoczne, bardzo wysoko na niebie, na bardzo rozległym obszarze. Jeżeli tylko ktoś zadarł głowę, to mógł napawać się tym widokiem, ale nie jest to jakieś nietypowe zjawisko.

— Widziałam, to było ogromne, typowe jest mniejsze.
— Typowe halo Księżyca, to taka świetlista otoczka. To zwykłe rozproszenie na kropelkach wody, które na pewnej wysokości są w atmosferze. Halo, które jest w postaci pierścienia oddalonego mniej więcej o 22 stopnie od Księżyca, zawdzięczamy załamaniu promieni światła w kryształkach lodu. Więc to efektowne halo, które tak wszystkich zachwycało, to było właśnie to 22-stopniowe i nie może być większe, czy mniejsze, bo to wynika z fizyki, z optyki geometrycznej. Kryształki lodu mają określony kształt i światło przechodząc przez nie, ulega załamaniu pod określonym kątem.

— O co najczęściej ludzi pytają, kiedy przychodzą na spotkanie z astronomem?

— Wszystko zależy do tego na jakich słuchaczy się trafi. Jeśli to są ludzie, którzy się interesują astronomią, a zdarza się to wcale nie tak rzadko, to mają sporo szczegółowych konkretnych pytań. Natomiast jeśli chodzi o pytania od osób, które się specjalnie astronomią nie interesują, to typowym pytaniem jest, co ja myślę na temat życia poza Ziemią, czy wierzę w kosmitów, czy widziałem UFO.

Gdy nie ma pogody na obserwacje, żeby uatrakcyjnić spotkanie przynoszę ze sobą w torbie trochę „gości z kosmosu”, czyli meteoryty. Wtedy jest okazja do różnych nawiązań np. do starożytnego Egiptu. Zawsze się znajdą jacyś ludzie, którzy się interesują tym tematem. Często mówimy o żelaznych przedmiotach, które były znajdowane w grobowcach, między innymi w słynnym grobowcu Tutenchamona. Były tam narzędzia z żelaza, a wiadomo, że w tamtych czasach Egipcjanie nie umieli go wytapiać, co jednoznacznie wskazywało na to, że narzędzia te musiały być wykonywane z żelaza meteorytowego. Problem polegał na tym, że egiptolodzy nie pozwalali ruszać tych narzędzi, pobierać próbek w celu zbadania, czy to jest rzeczywiście żelazo pochodzenia kosmicznego. I dopiero kilka lat temu zgodzono się na to, by uczeni pobrali próbkę i zbadali żelazo z jakiego są zrobione np. noże z grobowca wspomnianego Tutenchamona. Badania potwierdziły, że są one zrobione z żelaza meteorytowego.

O tyle to ciekawe, że w zapisie hieroglificznym żelazo jest zapisywane jako metal z nieba. Czyli Egipcjanie mieli świadomość, skąd to żelazo mają, a te noże miały specjalne przeznaczenie. Mianowicie używano ich do rytualnego otwierania zwłok przed mumifikacją, w celu uwolnienia duszy. Narzędziem z nieba otwierano ciało, żeby uwolnić to, co wędrowało do nieba.
Przy okazji starożytnego Egiptu lubię też pokazywać, zwłaszcza zimą, kiedy pięknie na niebie świeci bardzo charakterystyczny gwiazdozbiór Oriona, jego pas i nakładać zdjęcie lotnicze wielkich trzech piramid egipskich na mapę nieba, żeby pokazać, że są one dokładnie tak ułożone, jak trzy gwiazdy w pasie Oriona.

Egiptologów kiedyś bardzo intrygowało, dlaczego te trzy piramidy nie są dokładnie na jednej linii i w jednakowych odległościach, chociaż na pierwszy rzut oka sprawiają takie wrażenie. Wiedzieli, że w tamtych czasach budowniczowie piramid, gdyby chcieli, zrobiliby to dokładniej. Ktoś kiedyś wpadł na pomysł, aby przyłożyć plan piramid do mapy nieba i się okazało, że idealnie pasują. Myślę, że to nie jest przypadek. Tym bardziej, że starożytny Egipt przywiązywał wielką wagę do Oriona. Nawet w ich mitach pojawia się legenda, że przodkowie Egipcjan przybyli z Oriona, a sam gwiazdozbiór chyba nazywano bramą nieba. To właśnie przez nią mogły przechodzić dusze zmarłych.

— Masz swoją kolekcję meteorytów?

— Ja to nazywam kolekcją dydaktyczną. Mam okazy, które ukazują typowe struktury w meteorytach, po to, by prezentować je ludziom na spotkaniach. Pokazuję jak wyglądają typowi przedstawiciele „kosmitów”, którzy „wylądowali” na Ziemi. A trzeba powiedzieć, że Marsjanie rzeczywiście wylądowali na Ziemi i do tej pory jeszcze przylatują (śmiech). Mamy bowiem meteoryty, które przyleciały do nas z Marsa. Skały wybite z jego powierzchni mają możliwość fizyczną dolecieć do Ziemi i takie przypadki się zdarzają. W internecie jest strona, gdzie katalogowane są wszystkie przypadki meteorytów marsjańskich. Sto kilkadziesiąt, jak nie dwieście już takich „Marsjan” znamy.

— Jest taki w swojej kolekcji?

— Kiedyś miałem okazję wejść w posiadanie takiego meteorytu i czasami na spotkaniach przedstawiam: „oto Marsjanin”. Oczywiście wtedy często padają pytania: „a skąd wiem, że to na pewno z Marsa?”. I muszę tłumaczyć, że dzięki łazikom, które jeżdżą po powierzchni Marsa od kilkudziesięciu lat, dość dobrze znamy strukturę i skład chemiczny marsjańskich skał, znamy gazy uwięzione w tych skałach. Okazuje się, że niektóre meteoryty znajdowane na Ziemi do niczego innego nie pasują.

— Przy okazji tej rozmowy chciałabym wspomnieć o twojej córce Joannie Drążkowskiej, która zawodowo poszła w twoje ślady. Powiedzmy o jej sukcesie, bo jest spektakularny.

— No tak, poszła w moje ślady, ale zaszła o wiele dalej. Studia astronomiczne skończyła na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, tam gdzie także ja i żona studiowaliśmy. Potem dostała propozycję zrobienia doktoratu w Heidelbergu (najstarszy uniwersytet w Niemczech), tam zrobiła doktorat, później pracowała w Zurychu w Szwajcarii i kiedy skończył jej się tam kontrakt, zdecydowała się wrócić do Niemiec. W tej chwili pracuje w Monachium. Specjalizuje się w symulacjach komputerowych wczesnego Układu Słonecznego, inaczej mówiąc, zajmuje się problemem powstawania planet.

— Dokonała odkrycia...

— W dzisiejszych czasach uczeni nie pracują samodzielnie, raczej w zespołach. Zespół, w którym pracowała Joanna stworzył nową teorię powstania planet w Układzie Słonecznym. Właśnie dzięki tym badaniom, które ona prowadziła wyszło na to, że nasz Układ Słoneczny tworzył się w dwóch etapach. I to tłumaczy dlaczego mamy dwa różne rodzaje planet – skaliste, typu ziemskiego i gazowe jak Jowisz i Saturn. A tak na dobrą sprawę, to nawet trzy rodzaje planet, bo Urana i Neptuna traktuje się jako planety lodowe. Joanna w swoich symulacjach wykazała, że decydującym obszarem w tworzeniu się Układu Słonecznego była tzw. linia śniegu, czyli granica do której woda nie jest w stanie się utrzymać, a za nią woda mogła spokojnie istnieć i wiązać się ze skałami czy też funkcjonować w postaci brył lodu.

Poza tą granicą mamy planety lodowe, planetoidy o składzie podobnym do meteorytów węglistych, które zawierają sporo wody, a od Słońca do tej granicy dominują skały pozbawione wody. To co ona wykryła w swoich badaniach, to to, że decydującym czynnikiem mógł być rozpad promieniotwórczy glinu 26. To spowodowało też podzielenie powstawania Układu Słonecznego na dwa etapy czasowe. Wtedy, kiedy intensywnie ten promieniotwórczy glin się rozpadał, to podgrzewając protoplanety sprawiał, że woda odparowywała z nich. Co więcej, topienie się skał sprzyjało oddzielaniu się żelaza. To stąd te żelazne meteoryty zbierane przez Egipcjan. Kiedy ten proces się zakończył, woda mogła pozostać w tworzących się planetach. To jest oczywiście bardziej złożony temat. Po prostu nowa teoria pozwoliła wyjaśnić wiele zagadek, których wcześniejsze teorie nie wyjaśniały.

— Pozwólmy sobie trochę żartem, trochę serio zakończyć tę rozmowę zdaniem, że Kopernik – lidzbarczanin w pewnym sensie (mieszkał tu prawie 10 lat) wyjaśnił jak zbudowany jest Układ Słoneczny, a współczesny „Kopernik w spódnicy”, też lidzbarczanka, Joanna Drążkowska wyjaśniła, jak Układ Słoneczny powstał.

Ewa Lubińska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5