Lidzbarczanie komentują brexit

2020-02-13 08:30:00(ost. akt: 2020-02-13 08:33:43)
 Ola przyleciała na wyspy w 2014 roku. Za chlebem. Mimo ukończonej filologii polskiej i zdobycia wykształcenia w zawodzie technik farmaceuta, nie mogła w Polsce znaleźć normalnej pracy

Ola przyleciała na wyspy w 2014 roku. Za chlebem. Mimo ukończonej filologii polskiej i zdobycia wykształcenia w zawodzie technik farmaceuta, nie mogła w Polsce znaleźć normalnej pracy

Wielka Brytania ucieka z Unii Europejskiej. Londyn nazywany jest drugą stolicą Polski. Co brexit oznacza dla Polaków, w tym mieszkańców naszego powiatu, którzy tam zamieszkali? Zapytaliśmy o to mieszkających tam lidzbarczan.
Jedną z głównych przyczyn brexitu są ogromne koszty członkostwa, ale mówi się także o trudnej sytuacji na rynku pracy, której brakuje dla Anglików.

Londyn przez niektórych nazywany jest drugą stolicą Polski. Nie bez powodu. Szacuje się, że w samej Wielkiej Brytanii mieszka 900 tys. Polaków, a według innych szacunków liczba ta może wynieść nawet 1,4 mln. Zdecydowana większość wyjechała „za chlebem”, bo rynek pracy jest znacznie bogatszy niż ten nad Wisłą, a życie wydaje się łatwiejsze.

Brytyjczycy zdecydowali o wyjściu z Unii Europejskiej. Co to oznacza dla mieszkających na wyspach rodaków? Zapytaliśmy Olę, Kasię i Tomka - lidzbarczan, którzy przebywają w Wielkiej Brytanii.

Życie jest tu bardziej "no stress"

Ola przyleciała na wyspy w 2014 roku. Za chlebem. Mimo ukończonej filologii polskiej i zdobycia wykształcenia w zawodzie technik farmaceuta, nie mogła w Polsce znaleźć normalnej pracy.

— Pracowałam w aptece w Olsztynie. — opowiada. — Zarabiałam poniżej 2 tys. złotych, a samo wynajęcie mieszkania zabierało połowę wypłaty. Do tego bilet miesięczny, rachunki i prawie nic nie zostawało na jedzenie. Tak nie można było żyć, więc jak tylko pojawiła się okazja, bez większego wahania podjęliśmy z moim chłopakiem decyzję o wyjeździe. Na początku było ciężko. Wszyscy w około mówili po angielsku, wszędzie było mnóstwo obcokrajowców, ale szybko się przyzwyczaiłam, bo samo życie jest tu bardziej "no stress". Od razu rzuciło mi się w oczy, że ludzie tu mało interesują się polityką. Nie rozmawiają o rządzie czy o problemach, bo zwyczajnie nie muszą. W Polsce musiałam kombinować żeby przetrwać do 1-go, tu wystarczy byle jaka praca i się o tym nie myśli, bo starcza pieniędzy właściwie na wszystko.

Czy martwi się brexitem?

— Nie. Wystarczy uzyskać „status osiedleńca”. Można wtedy bez problemu zostać na wyspach, opuszczać je i wracać bez obaw. I oczywiście podjąć legalną pracę.

A co o brexicie myśli Kasia?

— Na wyspy przyjechałam 15 lat temu – mówi. – Za dużo o brexicie nie myślę. Przez te wszystkie lata od głosowania było więcej pytań niż odpowiedzi, nawet w wiadomościach. Nie mam z tym związanych obaw. Wiem, że będzie dodatkowa rejestracja, ale jeśli ktoś tu jest wiele lat i ma stałą pracę, to nie sądzę żeby zbyt dużo się zmieniło. Bardziej odczują to ludzie, którzy przyjeżdżają do pracy sezonowej, na przykład studenci. Mogą być zaostrzone zasady i wymogi rejestracji do pracy itd. Ale tak naprawdę, nikt nie wie co się stanie, kiedy i w jakim tempie. Wszystko pokaże czas.

Podobne odczucia ma Tomasz, który do Londynu przyleciał w 2008 roku.
— Nie martwię się wcale brexitem, bo tak naprawdę niewiele się zmieni. Tu ludzie mają inną mentalność niż w Polsce, bo nie muszą się martwić. Ufają politykom i wiedzą, że z dnia na dzień nie stracą pracy, a silna gospodarka nie upadnie.

Brytyjczycy różnie reagują

A co o wyjściu z Unii Europejskiej myślą sami Brytyjczycy?

— Moi znajomi Anglicy w większości się tym nie interesują — tłumaczy Kasia.

— Ale mówią, że zauważyli, że jest jakby mniej Polaków na wyspach, że uciekają.

— Coś w tym jest, bo kilku znajomych postanowiło wrócić, ale twierdzą, że nie z powodu brexitu, który był tylko takim sygnałem, że to odpowiedni czas, żeby wracać właśnie teraz — dodaje Tomasz.

— Z ludźmi raczej unikam rozmowy o brexicie, bo to czasem może być drażliwy temat, tak jak LGBT w Polsce — kontynuuje Kasia. — Jeśli już dyskutuję to raczej ze znajomymi, o których wiem, że głosowali za pozostaniem w EU. Martwią się głównie o ekonomię, ale też o utrudnienia w podróżowaniu. Młodzi Anglicy często spędzają wakacje pracując w cieplejszych krajach Europy, odkrywając w ten sposób nowe miejsca. Wielu też osiedliło się w krajach takich jak Hiszpania lub Francja. Dla nich na pewno sytuacja może się mocno zmienić.

— Brytyjczycy różnie reagują, gdy rozmawiamy o brexicie — twierdzi Ola. — Najczęściej są do nas Polaków pozytywnie nastawieni, a za całe zło obwiniają inne narodowości. Pamiętam jak po referendum do apteki, w której pracowałam przyszedł Anglik i zaczął nas przepraszać za brexit. To było bardzo miłe. A całe to argumentowanie, że mieszkańcy Europy zabierają pracę jest wyssane z palca. Polacy pracują w miejscach, w których Anglicy zwyczajnie nie chcą pracować. Dla nich w wielu segmentach zarobki są za niskie, więc emigranci wypełniają tę lukę. Zauważyłam jednak, że naszych rodaków jest jakby mniej. Mieszkam na Ealing, gdzie zawsze było dużo Polaków, a teraz nawet w sklepach, gdzie pracowali sami rodacy, wiszą ogłoszenia o pracę.

— Całe to zamieszanie i straszenie brexitem to wina mediów — podsumowuje Tomasz. — Mama w Polsce opowiada drżącym głosem, że martwi się o mnie, że wyląduję na ulicy, że będą akcje narodowościowe przeciwko Polakom. Po prostu brednie. Martwię się bardziej o tych co zostali w Polsce, bo jak rozmawiam ze znajomymi, którzy cieszą się, że zarabiają ponad 2 tys. złotych, a 2/3 tej kwoty oddają w dniu wypłaty na rachunki i opłaty to normalnie zgroza. W Anglii wystarczy pracować na pełen etat i można żyć normalnie, jak człowiek. A jak ludzie nie martwią się co do gara włożyć, to i brexitem się nie martwią, bo tu, w przeciwieństwie do Polski, rząd dba o obywateli i cieszy się ich zaufaniem.

Jak widać Ola, Kasia i Tomasz są spokojni o swoją przyszłość i na razie nie planują powrotu do Polski. W Wielkiej Brytanii znaleźli swoje miejsce, tam mają znajomych i przyjaciół. Kasia z uśmiechem mówi, że jak idą do pubu w Bridlington, gdzie mieszka, spotyka więcej znajomych lidzbarczan niż w pubie w Lidzbarku Warmińskim.

oko

Z ludźmi raczej unikam rozmowy o brexicie, bo to czasem może być drażliwy temat, tak jak LGBT w Polsce – mówi Kasia



Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania Gazety Olsztyńskiej i tygodnika lokalnego tylko 199 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl





Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Kit #2868763 | 83.9.*.* 15 lut 2020 07:22

    W normalnych krajach politycy robią wszystko nawet niezdyt czyste rzeczydla dobra i bezpieczeństwa swego kraju. Niestety w Polsce politycy prześcigają się w służalczości wobec obcych kororacji wyborcom pozostawiając oszustwa wyborcze. Rządy w Polsce ścigają się w wygrywaniu wyborrów w dostępie do stanowisk decyzyjnych umożliwiających handel Polską i Polakami. Zawody wyborcze to taka parada wzajemnie uzupełniających się oszustów.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Je Jablko #2867808 | 217.238.*.* 13 lut 2020 13:48

    Bądźmy poważni...czym tu się przejmować??? Jak Was deportują to zawsze można skoczyć do Niemiec czy innej Holandii. Prawdziwa emigracja z krwi i kości jest za oceanem!!! Pamietajcie...Ameryką dla byka, Europą dla chłopa :)

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. Kim #2866738 | 37.47.*.* 11 lut 2020 22:08

    Rodacy - nie wracajcie do tego "chorego" kraju, bo nie ma po co.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5