Tajemnicza Rzeka EN

2019-08-26 09:52:58(ost. akt: 2019-08-26 10:05:18)

Autor zdjęcia: Oranżeria Kultury

Po raz pierwszy w Lidzbarku Warmińskim 10-18. sierpnia 2019 r. odbyły się Festiwal Muzyczny „Warmia Piano & Art Days” oraz Mistrzowskie Warsztaty Pianistyczne „Warmia Piano Workshop”. Organizatorami tego wydarzenia artystycznego były Fundacja Rzeka EN oraz Oranżeria Kultury. W Festiwalu udział wzięło 15 uczestników z 3 państw: Korei Południowej, Stanów Zjednoczonych oraz Polski, którzy pracowali pod okiem 3 Mistrzów: Edwarda Wolanina, Radosława Sobczaka oraz Róży Kostrzewskiej-Yoder. Podczas 9 dni Festiwalu wysłuchaliśmy 8 koncertów, zarówno Mistrzów, jak i młodych artystów.
Oranżeria Kultury: Pani Prezes, Panie Profesorze reprezentują Państwo Fundację Rzeka EN. Nazwa brzmi pięknie i tajemniczo.

Natalia Wolanin: Nasza Fundacja jest bardzo młodą inicjatywą. Powstaliśmy na początku maja tego roku. Nazwa Fundacja Rzeka EN jest to symbol naszej działalności. Rzeka jako symbol twórczości - drogi artysty w podróży życiowej. W podróży, którą artysta przebywa mając kontakt ze swoją twórczością i cały czas rozwija się. A litery EN oznaczają nasze imiona Edward i Natalia i, są jako dwa brzegi rzeki, które wspierają i trzymają ją w ryzach aż doprowadzają do samego jej ujścia. Czasami są to bezmiary mórz, oceanów. Natomiast w tej części rozwoju, kiedy jest to symboliczna rzeka Fundacja wspiera młodych lub dojrzałych artystów. Taki jest nasz główny cel.

OK: Wiemy też, że w 2016 roku ukazała się płyta zatytułowana RZEKA EN Edwarda Wolanina

Edward Wolanin: Tak wcześniej była płyta, która w muzycznym repertuarze, mam nadzieję, podobała się publiczności. Znajduje się na niej oprócz muzyki wspaniale napisany tekst przez Marcina Łukaszewskiego – kompozytora, którego utworów słuchaliśmy na jednym z recitali. Płyta pięknie ujmuje tę tematykę z zupełnie innej strony EN jako Energia – Nadzieja. Postanowiliśmy zostawić tę nazwę, myślimy że do tej rzeki można wprowadzić wiele innych działań.

OK: Ideą Fundacji jest nowatorskie i holistyczne podejście do zagadnienia rozwoju pianistycznego.

NW: My jesteśmy muzykami artystami pianistami. Jednak nasza działalność nie pozostaje wyłącznie w dziedzinie muzyki, czy w ogóle fortepianu. Odwołujemy się do szeroko pojętej sztuki. W Czarnolesie m. in. mieliśmy wystawę malarstwa siedemnastoletniej Emilii Kudarewko utalentowanej uczennicy Liceum Plastycznego w Warszawie, czytaliśmy poezje. Rozwój, który jest „rzeką” pojmujemy, jako wszechstronny rozwój. Potrzebna jest mnogość inspiracji również z innych sztuk, aby wzrastać w jakiejkolwiek dziedzinie, inaczej nie byłoby się artystą. Dołączyliśmy też elementy psychologiczno-coachingowe. Podobnie, jak na zawodach olimpijskich zespół, który przygotowuje uczestnika do olimpiady stanowi sztab ludzi: trener, psycholog, coach. Wszechstronnie podchodzi się do każdego zawodnika i my tak samo chcemy wszechstronnie podejść do rozwoju artysty.

OK: Na warsztatach, zawsze przed koncertami obecny był pan Andrzej. Proszę nam powiedzieć o jego roli.

EW: Jego rola to po prostu nastroić fortepian. Ale jak?! Trzeba być mistrzem, żeby zrobić to jak pan Andrzej Garbe, który jest wybornym znawcą budowy fortepianu. Zna się jak mało kto w Polsce. Współpracował on z wieloma instytucjami, w tym z Filharmonią Narodową, Uniwersytetem Muzycznym. Stroił instrumenty w Żelazowej Woli w Domu Chopina. Na stałe współpracuje m.in. z firmą Fazioli, a to są już jedne z najbardziej prestiżowych instrumentów. Stroi bez maszynki, czyli bez żadnych urządzeń, bo z nimi to każdy może nastroić. Na tzw. ucho można nastroić nie tylko czysto, czyli perfekcyjnie, ale nawet nadać instrumentowi odpowiednią barwę – taka wyższa półka strojenia fortepianu.

NW: Ważne jest dopasowanie instrumentu do akustyki pomieszczenia. Dopasowanie do dudnień, do brzmień jakie występują w danej sali. Można brzmienie zminimalizować, zwiększyć, wyostrzyć, wytonować. Zawsze jesteśmy zachwyceni współpracą z panem Andrzejem.


OK: Panie Profesorze jest Pan również pedagogiem. Proszę powiedzieć relacja Mistrz – Uczeń to jest ciężka praca, to jest spotkanie dwóch indywidualności, bo jest już artysta uznany i ktoś kto zaczyna.

EW: Powiem to banały (śmiech), bo zawsze jest tak, że przy spotkaniu dwojga ludzi każdy się uczy jeden od drugiego. Oczywiście mam tę przewagę, że może więcej umiem. Jednak młody człowiek czasami intuicyjnie potrafi dojść do nadzwyczajnie ciekawych efektów. Do takiego zrozumienia tekstu muzycznego, jaki ma opanować, że mnie to zadziwia wielokrotnie. W naszym wypadku relacje są szczególne, ponieważ zajęcia odbywają się indywidualnie. Nie ma grupy, nie ma żadnych zajęć zbiorowych. Zawsze spotykamy się w cztery oczy. Oczywiście, często bywa, że na zajęciach siedzą sobie inni adepci sztuki muzycznej i słuchają. Niemniej jest to praca tylko jeden do jednego stąd mogą wytworzyć się naprawdę ścisłe relacje emocjonalne, co jest niezwykłe, rzadko spotykane w innym fachu mówiąc brzydko. Warsztaty są dla uczestników dużym wyzwaniem i nobilitacją. Uczestnicy stanowią wybraną grupę ludzi, którzy muszą spełniać chociażby określone kryteria repertuarowe, żeby móc tutaj na Festiwalu i Warsztatach zaistnieć.

OK: Zaprosili Państwo do współpracy innych artystów muzyków: pana Radosława Sobczaka i panią Różę Kostrzewską-Yoder.

EW: Radosław Sobczak to mój były dyplomant – już od dawna zupełnie samodzielny doktor sztuk. Artysta nagradzany na wielu, wielu konkursach. Koncertujący w wielu krajach świata, np. tournée po Chinach, długo można by wymieniać i jest to człowiek, który ma swoją wizję gry. Cieszę się, że udało mi się, że tak powiem, wyprowadzić z uczelni człowieka, który gra inaczej niż ja, który nie jest moją kopią w żadnym wymiarze. I na dodatek po prostu przyjaźnimy się. Nasza wspólna praca i kilkuletnia zależność uczelniano-służbowa przemieniły się w przyjaźń. Podobnie mogę powiedzieć o Róży Kostrzewskiej, która była moja koleżanką ze studiów. W tej samej klasie uczyliśmy się, u tych samych pedagogów, czyli prof. Bronisławy Kawalli i prof. Jana Ekiera. Potem Róża wyjechała do Stanów Zjednoczonych do Los Angeles i wtedy nasz kontakt w jakimś sensie urwał się, by nagle objawić się ponownie. Okazało się, że jej synowie też grają i słyszeliśmy jak grają! Róża zwyczajnie szuka pomocy, bo to są krnąbrni indywidualiści – wszyscy trzej. Dlatego Róża, oczekując ratunku, dzwoni do mnie czasami kilka razy dziennie, że Łukasz teraz nie ćwiczy, a Kasper zamyka się na dwie godziny w łazience. Oczywiście coś im tam tłumaczę, ale uważam te sytuacje za normalne. Chłopcy potrzebują wolności, potrzebują oddechu od tej przecież ciężkiej pracy przy instrumencie. W tym wieku trudno jest usiedzieć przy fortepianie w całkowitym skupieniu od dwóch do pięciu godzin. Siebie pamiętam. Kiedy chłopcy koledzy obok grali w piłkę, a ja musiałem grać – już mnie nogi swędziały, już leciałem do nich znowu. Jednak był obowiązek i czułem miłość do muzyki. Miłość do muzyki to najsilniejsza rzecz, bez niej ani mnie, ani braci Yoder nikt nie utrzymałby przy fortepianie, w ogóle nie gralibyśmy.

OK: A miłość do muzyki skąd została wyniesiona u Państwa – z domu?

EW: Z domu. Chociaż moi rodzice nie mieli szansy kształcić się w momencie, kiedy należało iść do szkoły. Właśnie wojna wybuchła, więc żadnych szkół nie było, a tym bardziej muzycznych. Mój tata sam nauczył się grać na skrzypcach i na akordeonie. Zresztą to mu uratowało życie w czasie wojny i po wojnie. A co u Ciebie Natalio?

NW: A u mnie dziadek też był samoukiem i również w powojennych czasach grał na akordeonie, klarnecie, trąbce, saksofonie, pianinie. Grywał w kapelach może nie ludowych, ale na weselach i innych koncertach. Moi rodzice z wykształcenia to chemik i fizyk. Mama przez jakiś czas uczyła w szkole muzycznej, niemniej w naszej rodzinie korzenie muzyczne pochodzą od dziadka.

EW: U mnie był jeszcze jeden element. Jako dziecko mieszkałem w Przemyślu i byliśmy zakwaterowani, bo tak wtedy było za PRL-u, w kamienicy. W niej mieszkali ludzie bardzo wiekowi i była to przedwojenna inteligencja. Właścicielka tejże kamienicy pułkownikowa Pilecka posiadała fortepian, a na ścianie wisiały portrety muzyków. Widzę to do tej pory: Bach, Beethoven, Mozart, Chopin. Ona żyła muzyką, sama się kształciła – uczyła się śpiewu. Czułem zachwyt nad muzyką i chłonąłem atmosferę przedwojennej Polski. Pani Pilecka urodziła się równo w 1900 roku, dla mnie to była zupełnie jakaś inna epoka, słuchałem jej opowieści. W tamtych czasach element wykształcenia artystycznego był powszechny. Wtedy przecież każda panna grała na fortepianie, to było na porządku dziennym.

OK: A jak Państwo oceniają sam Festiwal?

EW: Jesteśmy wniebowzięci!

OK: Dziękujemy Państwu za wszystkie koncerty. Panie Profesorze dziękujemy za „Koncert dla Lidzbarka” w rocznicę nadania praw miejskich naszemu miastu. Lidzbarczanie są zachwyceni! W założeniach programowych Fundacji nie tylko talent jest ważny, ale też przyjazna przestrzeń. Czy Lidzbark Warmiński okazał się tym dobrym miejscem dla Was Artystów?

EW: Tak. Długo szukaliśmy i znaleźliśmy dwa takie miejsca w Polsce, gdzie chcemy osiąść na stałe i prowadzić naszą działalność artystyczną. Pierwszym jest Muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie, magiczne i piękne miejsce oraz Lidzbark Warmiński. Mając na uwadze fakt, że sztuka wymaga odpowiedniej oprawy, warunków i ludzi dookoła to właśnie tutaj znaleźliśmy te wszystkie elementy. Oczywiście kontynuując Festiwal i Warsztaty będziemy się starać nie popaść w rutynę. Mamy pomysł na syntezę sztuki, czyli słowo – obraz – muzyka. U was jest tyle pięknych wystaw! Jesteśmy głęboko wdzięczni pani Dyrektor i całej Kadrze Oranżerii za wsparcie organizacyjne. Dziękujemy za Waszą ofiarność i do zobaczenia ponownie!




Źródło: Artykuł internauty

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5