Czy musi tu dojść do tragedii, żeby ktoś coś z tym zrobił?

2019-07-22 20:00:28(ost. akt: 2019-07-22 12:10:39)
Kotka pana Jacka po wypadku

Kotka pana Jacka po wypadku

Autor zdjęcia: Jacek Kulhawiec

Młodzież urządza sobie wyścigi na motorach, jeżdżą beemkami. Co rusz to te same samochody. Ale policja odpowiedziała, że nic nie mogą zrobić — mówi pan Jacek z Lidzbarka. Ofiarą piratów drogowych padają zwierzęta.
Po remoncie na ul. Warszawskiej w Lidzbarku Warmińskim postawiono jedynie znaki: "droga jednokierunkowa" oraz "ograniczenie prędkości do 30 km/h". Jednak kierowcy nie stosują się do znaków. Jeżdżą pod prąd i nagminnie rozwijają nadmierne prędkości, pozostawiając mieszkańców osiedla w ciągłym strachu o bezpieczeństwo. Odezwał się do nas pan Jacek Kulhawiec, mieszkaniec osiedla położonego przy ul. Warszawskiej.

— Żyjemy w ciągłym strachu. Nawet żeby wsiąść do samochodu, czy przejść na drugą stronę ulicy to człowiek musi bardzo długo stać i rozglądać się, żeby nie wpaść po koła. Kierowcy nie patrzą na to, że ktoś ma psa, kota, że zwierzęta przechodzą przez jezdnię. Tyle zwierząt już zostało zabitych lub poważnie rannych. A przecież mieszkańcy mają też małe dzieci. Nie raz zdarza się, że brama jest otwarta, dziecko może wybiec na ulicę i dojdzie do tragedii. Ktoś może zginąć! A wszystko przez to, że jeżdżą tu jak wariaci — mówi pan Jacek.

Ulica Warszawska w Lidzbarku Warmińskim jeszcze dwa lata temu była dwukierunkowa z progami zwalniającymi, które gwarantowały bezpieczeństwo i spokój mieszkańców. Następnie drogę wyremontowano, uczyniono jednokierunkową, a progi zabrano. I wtedy zaczął się problem...


Fot. Jacek Kulhawiec
Ulica Warszawska w Lidzbarku Warmińskim

Pan Jacek wielokrotnie dzwonił oraz jeździł osobiście na policję. Rozmawiał z oficerem dyżurnym, funkcjonariuszami drogówki i zgłaszał problem. Jednak za każdym razem słyszał w odpowiedzi: a co my możemy zrobić?

— Wysłali radiowóz, który przejechał się przez ulicę i uznali sprawę za zakończoną. A przecież można coś z tym zrobić. Można postawić na osiedlu nieoznakowany samochód policyjny z zamontowanym fotoradarem, z kamerą i wszystko można nagrać, wyłapać tych kierowców. Młodzież jeździ, urządza sobie wyścigi na motorach, jeżdżą beemkami. Co rusz to te same samochody. Ale policja odpowiedziała, że nic nie mogą zrobić, są bezsilni i koniec. A samochody dalej jeżdżą z nadmierną prędkością i nikt się tym nie przejmuje — opowiada zdenerwowany.

Pan Jacek napisał pismo do zarządcy drogi. Rozmawiał też w sprawie ponownego zamontowania progów zwalniających na ul. Warszawskiej. Sprawa miała być prosta, wystarczyło tylko napisać podanie z podpisami mieszkańców, wyrażających zgodę na zamontowanie progów. Takie podanie zostało złożone, jednak zarząd zmienił zdanie i pozostawił mieszkańców z problemem. W odpowiedzi do pana Jacka czytamy:

"W kwestii problemu sygnalizowanego przez mieszkańców ul. Warszawskiej wskazujemy, iż zastosowanie progu zwalniającego na ul. Warszawskiej w tej sytuacji nie wpłynie znacząco na poprawę bezpieczeństwa. Nie spodziewamy się, iż prawidłowo zamontowany próg zwalniający spełniający wszelkie wymagania techniczne [...] może pełnić jakąkolwiek funkcję zniechęcającą i w konsekwencji przełożyć się na przeniesienie części ruchu na ul. Astronomów".

— Dyrektor zarządu napisał mi, że progi zwalniające nie poprawią bezpieczeństwa, a ponadto przysporzą pasażerom dyskomfortu i przyczynią się do szybszego zużywania części w pojazdach. I to jest dla nich ważniejsze? Komfort pasażera i zużywanie części, a nie bezpieczeństwo? — pyta pan Jacek.

— Jak były progi zwalniające to kierowcy zwalniali, nie rozwijali dużych prędkości i było spokojnie. Nie dochodziło tutaj do żadnych wypadków. Zwierzęta żyły sobie na osiedlu spokojnie. Jak chodziłem z podpisami do ludzi to opowiadali mi, że potracili zwierzęta na drodze. Sąsiad ma psa, którego potrącił samochód i chodzi w gipsie. Kotka sąsiadki zginęła pod kołami. Ale tych zwierząt było o wiele więcej. Gdyby znów zamontowali progi na naszej ulicy, nie dochodziłoby to takich tragedii i znów byłoby bezpiecznie — dodaje.

Pan Jacek na własnej skórze przekonał się o skutkach niebezpiecznej jazdy kierowców na ulicy Warszawskiej.
— Byłem akurat w domu i zawołała mnie sąsiadka. Powiedziała, że coś jest nie tak z moim kotem. Wybiegłem z domu i kiedy do niego podszedłem to stał w kałuży krwi. Krew lała się z pyska, z nosa, płakał.

Jedno oko całkowicie wyszło z oczodołu, a drugie było zalane krwią. Nogi mi się ugięły, a serce miałem w gardle. Szybko ściągnąłem żonę z pracy, wsiedliśmy w samochód i jeździliśmy od weterynarza do weterynarza szukając pomocy — opowiada pan Jacek.


Fot. Jacek Kulhawiec
Wziąłem starą fotografię sprzed wypadku i popatrzyłem na moją kotkę. Serce mi się kraje. A nikogo nie obchodzi, że mam teraz kalekiego kota i zostałem z tym problemem sam

— Dotarliśmy aż do kliniki w Olsztynie. Doktor operował naszego kota dwie godziny i mówił, że jego stan jest bardzo ciężki. Ale uśpienie nie wchodziło w rachubę, chciałem zrobić wszystko, żeby go uratować. Szczękę dolną miał zgruchotaną, była drutowana. Górna szczęka także była połamana. Jednego oka nie udało się uratować i trzeba było usunąć. Chodziłem z kotem na kroplówki i zastrzyki przez trzy tygodnie, dzień w dzień. Na samo leczenie wydaliśmy ponad 2,5 tysiąca złotych, nie mówiąc już o dojazdach. Ale tu nie chodzi o pieniądze, bo pieniądze dzisiaj są, a jutro ich nie ma. Kot jest dla nas jak członek rodziny, dlatego mógłbym jeść suchy chleb, byle go ratować. A przecież to mogło spotkać także czyjeś dziecko! Dlatego szukam pomocy w mediach, aby nagłośnić tą sprawę, bo nikt nic z tym nie robi. Chciałbym, żeby ktoś nas usłyszał, żeby ktoś się w końcu obudził z tego letargu i coś z tym zrobił.

Milena Siemiątkowska

Komentarze (20) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Koska #2765946 | 37.47.*.* 22 lip 2019 20:17

    PANIE JACKU, jest Pan wielkim człowiekiem że nie zostawił kici bez pomocy i ratował życie. A monitoring można zrobić na ulicy wyłapać tych pędzących i łamiących przepisy skoro patrol pojawia się już po sprawie. Proszę sobie jeździć na tory wyścigowe, dać ludziom spokojnie żyć.

    Ocena komentarza: warty uwagi (10) odpowiedz na ten komentarz

  2. Olo #2765952 | 188.147.*.* 22 lip 2019 20:33

    Oczywiście wina policji. Postawić tam radiowóz? A ile ich jest w mieście, jeden czy dwa? Ciekawe kto pojedzie na inne interwencje? To debile za kółkiem są winni.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  3. PYTAM !!! #2765966 | 37.47.*.* 22 lip 2019 20:51

    Co robią włodarze ??? Co robi Policja ?? Czekać aż zamiast kota będzie to dziecko Kto za to odpowie !

    Ocena komentarza: warty uwagi (12) odpowiedz na ten komentarz

  4. Paw80 #2765972 | 89.228.*.* 22 lip 2019 20:59

    chylę czoła przed właścicielami kota, że nie poszli na łatwiznę tylko go ratowali.

    Ocena komentarza: warty uwagi (15) odpowiedz na ten komentarz

  5. Mimbla #2765978 | 37.8.*.* 22 lip 2019 21:12

    Biedna kicia .. szczerze współczuję! Mam zwierzęta i dla mnie to pełnoprawni członkowie rodziny,czasami nawet ważniejsi,niż ludzie,bo jesteśmy za nie odpowiedzialni. Proszę walczyć o spokojną ulicę ! Jeśli mogę coś doradzić,to proszę kotki nie wypuszczać z domu. Szczególnie,że w obecnym stanie nie jest w pełni sprawna. Tylko domowy kot jest bezpieczny. Wychodzący zawsze może trafić na wrednego człowieka.

    Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    Pokaż wszystkie komentarze (20)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5