Siłę czerpię z moich marzeń

2018-02-12 09:56:29(ost. akt: 2018-02-12 10:01:25)
fot. — Anna Bieniasz-Lechowicz jest zeszłorocznym objawieniem polskiego triathlonu

fot. — Anna Bieniasz-Lechowicz jest zeszłorocznym objawieniem polskiego triathlonu

Autor zdjęcia: fot. archiwum zawodniczki

Jeden z najjaśniejszych obecnie punktów na triathlonowej mapie Polski, Anna Bieniasz-Lechowicz, rozpoczęła 2-tygodniowy cykl treningowy we Fuerteventurze na Wyspach Kanaryjskich. Kętrzynianka trenuje pod okiem Farisa al-Sultana.
Czyli żywej legendy światowego triathlonu, który poza szeregiem tytułów mistrzowskich zdobytych jako zawodnik, jest również aktualnym trenerem zawodników z absolutnego szczytu międzynarodowego triathlonu, m.in. aktualnego mistrza świata - Patrika Lange. Owa "górna półka" nie okazała się jednak za wysoka dla "Żelaznej Damy" z Kętrzyna, która - przypomnijmy - we wrześniu sięgnęła w Barcelonie po złoto prestiżowego Ironmana.
W przerwie między jednym a drugim treningiem udało nam się chwilę porozmawiać z naszą triathlonistką. Dosłownie kilka minut, praktycznie w trakcie posiłku.

— Skoro czas nas goni, to przejdźmy od razu do rzeczy. Po minionym, tak mocnym sezonie, normalny człowiek wziąłby długie wolne. Ty natomiast podkręcasz tempo.
— Po wydarzeniach w Barcelonie zrobiłam sobie miesiąc roztrenowania, by dać szansę zregenerować się organizmowi. Nie było to łatwe, bo już po kilku dniach w głowie wciąż pojawiała mi się myśl, że nie tylko chcę, ale muszę wrócić do treningu.

— Skąd w tobie tyle sił? W międzyczasie przecież pracujesz, masz gromadkę dzieci...
— Szczerze? Sama nie jestem pewna. Po prostu stale czuję głód treningu. Siłę biorę z moich marzeń. By stanąć na szczycie muszę piąć się w górę. To trudne, ale wiem, że warte wysiłku.

— Jak doszło do waszej współpracy z Farisem?
— Jedna z niemieckich firm organizuje tego typu obozy właśnie we Fuerteventurze oraz na Majorce. Zapisać się może praktycznie każdy, choć uczestnicy przydzielani są do różnych grup. Mi zależało na tej najbardziej zaawansowanej, bo wiedziałam, że w grupie Farisa poprzeczka będzie zawieszona bardzo wysoko. Reszta potoczyła się szybko. Przesłałam informację o tym jakie robię wyniki, wypełniłam dodatkowo ankietę... i dostałam informację: "zapraszamy".

— Macie za sobą już kilka jednostek treningowych. Jaki Faris jest jako trener?
— W skrócie: wielka encyklopedia wiedzy o treningu. Na pierwszych zajęciach powiedział: "pytajcie o wszystko, nie ma głupich pytań, wszystko słyszałem". I wszystko wskazuje na to, że faktycznie. Otworzył mi oczy na wiele nowych kwestii. Gdy jeździłam wcześniej na obozy, to często wszyscy od razu rzucali się na jak najlepszy wynik. Każdy chciał być "tym lepszym". Faris jednak umiejętnie wyhamowuje tego typu zachowania. Pokazuje jak - spokojnie i z głową - można osiągnąć identyczne, a nawet lepsze efekty bez niepotrzebnego katowania organizmu. Dzieli się też ciekawymi, ułatwiającymi rywalizację sztuczkami, które z pewnością warto wprowadzić podczas swoich startów.

— A jaki jest prywatnie, jako człowiek?
— Jadąc na obóz myślałam, że będzie bardziej zdystansowany. To w końcu wielkie nazwisko w światowym triathlonie. W rzeczywistości okazał się jednak bardzo serdecznym, otwartym człowiekiem.

— Przygotowaniami zawiesiłaś poprzeczkę bardzo wysoko. Jakie są twoje główne cele na ten sezon?
— Oczywiście podwójne mistrzostwa świata. Chcę zrobić wszystko, co tylko jestem w stanie, by zrobić dobry wynik. Nie zamierzam robić sobie wycieczki krajoznawczej. 1 września lecę więc do RPA na "połówkę" Ironmana, a następnie 13 października na Hawaje, gdzie czeka nas już pełen dystans Ironmana. Wyżej niż Hawaje nic nie ma. To priorytet i mój cel.

— Na ile realny do osiągnięcia?
— Za wcześnie, by mówić o szansach. Poprawiam swoje wyniki, w szczególności w pływaniu, bo to była moja słabsza strona. Wiem jednak, że i konkurencja nie śpi. W dodatku każdemu przydarzyć może się jakaś kontuzja, która może wyeliminować z walki o marzenia. Życzę i rywalom, i sobie, by o miejscach w klasyfikacji decydowała forma, a nie ewentualne urazy.

— Po zeszłorocznych sukcesach twoje akcje poszły wyraźnie w górę.
— Niby tak, wymieniają mnie w gronie mocnych zawodników. Nie przykładam jednak do tego większej wagi. Takie słowa są oczywiście miłe, ale bez solidnej, systematycznej pracy na niewiele się zdadzą, gdy przyjdzie stanąć na starcie.

— Odchodząc nieco od sportu: twój mąż nie jest zazdrosny, że tyle czasu spędzasz u boku Farisa? To legenda, brzydki też nie jest...
— (śmiech) Nie, nie ma powodów, by być zazdrosny. Poza tym to zajęcia grupowe, z mieszanym składem jeśli chodzi o płeć. Choć wkrótce jego nastawienie może się nieco zmienić...

— To znaczy?
— 23 lutego wyjeżdżam na 10-dniowy obóz do Hiszpanii. Nie licząc mnie, będzie tam skład typowo męski. Sześciu facetów. Triathlonistów, czyli raczej należących do tych solidnie wysportowanych.

— Szczerze? Nie wiem czy przez ten okres to ty będziesz się bardziej męczyć na treningach, czy on z tą świadomością.
— (śmiech) Jestem pewna, że doskonale wie co do niego czuję. Nasz związek jest oparty na mocnym fundamencie zaufania. Nic tego nie zmieni, damy radę. Poza tym naprawdę nie ma powodów do bycia zazdrosnym. Dla mnie zawsze będzie nie tylko najprzystojniejszym, ale - i tu podkreślam z całą pewnością - najmądrzejszym facetem na świecie.

— Jak na te wyjazdy reaguje rodzina?
— Jestem im niesamowicie wdzięczna, bo wszyscy bardzo mnie wspierają. Przyjechał nawet mój tata, by przez ten czas pomóc przy opiece nad dziećmi. Potężną dawkę motywacji daje mi stale m.in. i mój brat Michał. Dzwonię do niego zawsze, gdy dopadają mnie wątpliwości. A po wielu godzinach pracy jako weterynarz naprawdę trudno znaleźć motywację, by iść na trening. Słyszę wówczas: "nie odpuszczaj". Wie, że w okresie przygotowawczym nie mogę sobie pozwolić na jakikolwiek alkohol, więc solidarnie przyrzekł, że do mistrzostw na Hawajach i on nie tknie choćby przysłowiowego "piwka". A skoro on wychodzi z takimi pomysłami, to nie ma wyboru. Muszę ćwiczyć i dawać z siebie wszystko. Mam ogromne szczęście, że rodzina tak mnie wspiera. Gdyby nie ona, to nie byłoby mowy o jakimkolwiek triathlonie.

— Gdy rozmawialiśmy ostatnio, rozglądałaś się za ewentualnymi sponsorami. Ruszyło się coś w tym temacie?
— Z tymi sponsorami jest dość specyficznie. W momencie, gdy zdobywa się te jakieś fajne tytuły, to każdy chce się podpiąć. Gdy jednak jest czas przerwy od startów, to telefon nagle milknie. W pewnym momencie miałam m.in. z tego powodu małego "doła". W tym trudnym dla mnie czasie pojawili się jednak Paweł Broniecki i Michał Pytel z jednej z wiodących firm rowerowych, którzy zapewnili mi całe zaplecze w branży, którą reprezentują. Jak stwierdzili: "widzą cel, do którego dążę i chcą dać mi szansę". Jestem im za to niesamowicie wdzięczna. Mam jednak nadzieję, że z czasem takich solidnych partnerów będzie więcej. Triathlon to drogi sport.
Rozmawiał Kamil Kierzkowski

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5