Podróż do kraju przodków czyli z rewizytą w Polsce

2017-10-18 12:58:40(ost. akt: 2017-10-18 13:35:57)

Autor zdjęcia: Magdalena Matusiak

Jeszcze rok temu planowałam podróż do Argentyny z nadzieją, że przy odrobinie szczęścia uda mi się znaleźć groby moich dalekich krewnych. Dalekich nie tylko ze względu na stopień pokrewieństwa, ale również na odległość jaką miałam pokonać, aby przejść ich śladami.
Krótko przed wylotem do Buenos Aires w przedziwny sposób odnaleźli się krewni, o których istnieniu dowiedziałam się szukając śladów bliźniaczej siostry prababci, której klimat i życie w Argentynie nie przypadło do gustu. Wróciła do Ojczyzny wraz z mężem.

Wielokrotnie słyszałam, że to jej pobyt w kraju Cortazara najwyraźniej wpłynął na moje zainteresowanie kulturą latynoamerykańską, zwłaszcza argentyńską. Wyruszyłam na przygodę z historią.

Poleciałam by odnaleźć nieistniejące groby zmarłych a znalazłam żywych, o których istnieniu jeszcze nie tak dawno nie miałam pojęcia.

Odnalezienie córek, wnuków i prawnuków siostry mojej prababci spowodowało lawinę spotkań. Najpierw maile, telefony, wiadomości, aż w końcu pierwsze spotkania na ojczystej ziemi przodków.

Pierwsze przyleciały wnuczki cioci Władki. Można powiedzieć, że i tu historia „zatoczyła koło”. Wnuczki cioci są bliźniaczkami, nie jednakowymi jak moja prababcia i jest siostra Marianna, która wróciła z Argentyny.

Katya i Camille urodziły się w Stanach Zjednoczonych. Trenują tenis ziemny. Dużo podróżują. Opatrzność sprawiła, że jeden z kolejnych meczy miały rozegrać w Bytomiu. Odległość między Warmią a Śląskiem wydała im się niewielka więc postanowiły odwiedzić rodzinę.

Jak często powtarzały moje kuzynki i nasi krewni z Buenos Aires „Ania, to niesamowite, że uczyłaś się hiszpańskiego, dzięki czemu możemy teraz się porozumieć. To nie mógł być przypadek”. Takich nie – przypadków okazało się być więcej.

Katya i Camille poznały moich krewnych. Zaprowadziłam je na cmentarz, gdzie wraz z moimi dziadkami pochowana jest ciocia – prababcia Marianna, bliźniacza siostra prababci, która ukochała Ojczyznę na tyle silnie, że postanowiła wrócić z Ameryki Południowej.

Wzruszeń, emocji i radości nie było końca. Każda z nas miała wrażenie, że znamy się od zawsze, dokładnie tak jakby życie nigdy nie rozłączyło naszych rodzin.

Następny przystanek to Warszawa i kolejne spotkania z rodziną. Komunikacja polsko – hiszpańsko – angielska w zależności kto z kim rozmawiał. Niezapomniane spotkanie w kraju przodków.

Niedługo po wizycie moich kuzynek przyjechała ich babcia czyli moja ciocia – babcia Władka. Pojawiła się niespodziewanie, ale nie mniej oczekiwanie. To była druga podróż cioci do Polski.

Pierwsza to wycieczka z grupą zorganizowaną - Kraków, Zakopane, Wadowice, Warszawa, Sopot, Gdańsk, Gdynia, Malbork, Wrocław. Ciocię „ciągnęło” do kraju mamy.

Nieznajomość polskiego utrudniała poszukiwania potencjalnej rodziny. Jednak sentyment i opowiadania mamy z czasów dzieciństwa były wciąż żywe. Nie pozwalały spokojnie spać.

Nazwa Dubienka brzmiała słodko, znajomo, choć nigdy tam nie była. W ustach mamy zawsze brzmiała „ciepło, słodko, pięknie”.

W końcu podróż do Polski, kraju mamy i jej wspomnień. Był uroczysty obiad, kolacje i niekończące się opowiadania, wzruszenia, historie zapamiętane z dzieciństwa. Najbardziej wzruszającym był dla wszystkich hymn Polski zaśpiewany przez ciocię, wyrecytowany wierszyk i piosenka o przepióreczce.

Kolejny punkt programu, jak się okazało najważniejszy to Dubienka. Już na samo słowo oczy cioci się zaokrągliły by zaraz potem wypełnić łzami wielkiego poruszenia.

W Dubience, miejscu narodzin i dzieciństwa mamy cioci Władki wiele wspomnień, spotkań z krewnymi. Tam mieszka najwięcej osób z naszej rodziny. Każdy, jak każe tradycja chciał uraczyć gości z Ameryki jak mógł.

Goście z przerażeniem reagowali na kolejne stawiane talerze i zastawiany stół pytając czy posiłek jest obowiązkowy. W końcu kościół, w którym została ochrzczona mamy cioci Władki Aniela. W wiosce wystarczy poprosić kościelnego i nie ma problemu ze zwiedzeniem świątyni.

„Wiesz Aniu, jeszcze nikt nigdy nie otwierał kościoła specjalnie dla mnie” – usłyszałam z ust cioci.

Wizyta krewnych z daleka wyjaśniła wiele zagadkowych kwestii w historii rodziny. Wiele z nich nabrało nowych znaczeń. Ciocia zrozumiała dlaczego mama czesała je w cztery warkocze kiedy były dziećmi.

Oglądając zdjęcia rodzinne zrozumiała, że tak były czesane niemal wszystkie dziewczynki w tych czasach. Okazało się, że siostra jej mamy, czyli jej ciocia o tym samym imieniu Władysława urodziła się tego samego dnia co ona, czyli 18 sierpnia.

Takich nie – przypadków odkryliśmy wiele podczas niekończących się rozmów do późnych godzin nocnych. Książka o historii naszej rodziny napisana przez jedną z moich cioć stała się lekturą niemal obowiązkową a przy okazji pomocą do nauki polskiego.

Naszedł czas powrotu. Ciocia chce starać się o polski paszport by potem mogły uczynić to samo jej córki i syn. Procedura została rozpoczęta. W najbliższym czasie spodziewamy się wizyty jej córki Oli. Ciocia zaprasza do siebie ponownie. Chciałaby pokazać mi więcej miejsc na argentyńskiej ziemi.

Jeśli tylko nadarzy się okazja nie omieszkam skorzystać. Jedno wiem na pewno, nieważne jak daleko się mieszka, więzy rodzinne są silniejsze niż cokolwiek innego. Moje zainteresowanie kulturą latynoską nabrało głębszego znaczenia.

Teraz przede mną kolejne wyzwanie - znaleźć krewnych żydowskich. Kto wie? Wszystko jest przecież możliwe.
Anna Żołądek

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: lidzbarkwarminskiwmpl

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5