Wpajali nam, że jesteśmy państwem niepodległym cz. 5

2017-09-27 11:22:56(ost. akt: 2017-09-27 11:40:13)
Mała Krysia z mamą i tatą. Dzień komunii świętej 1946 rok

Mała Krysia z mamą i tatą. Dzień komunii świętej 1946 rok

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Publikujemy kolejną, piątą część wspomnień Krystyny Tomaszewskiej.
Życie gospodarcze toczyło się swoim torem, natomiast polityczne swoim. Po wyzwoleniu Lublina powstał nowy rząd. Lublin ogłoszono tymczasową stolicą powstającego Państwa Polskiego. W miastach i wsiach powołano nowe władze administracyjne, łącznie z policją. Wezwano wszystkie ugrupowania partyzanckie do ujawnienia się, zaprzestania walki i złożenia broni. Jednocześnie ogłoszono nabór do tworzącej się II Armii Wojska Polskiego.

Przypominam sobie jak to przebiegało w Łomazach. Partyzanci, którzy zdecydowali się na poddanie (niestety nie wszystkie oddziały) zgromadzili się z bronią koło gminy. Po przemówieniach złożyli wszystką ze sobą przyniesioną broń na kupę. My dzieci, obserwując to wydarzenie, doszliśmy do wniosku, że nic interesującego się nie dzieje i rozeszliśmy się do domów. Jakież było nasze przerażenie, kiedy raptem rozpoczęła się strzelanina! Z doświadczenia wiedzieliśmy, że w takich przypadkach należy położyć się na podłodze i czekać aż wszystko się uspokoi - w takiej pozycji zastał mnie i moje koleżanki mój ojciec i śmiejąc się wyjaśnił, że nie mamy się czego lękać, bo strzelano na wiwat do góry i nic nam nie groziło.

W niedługim czasie zaczęliśmy odczuwać kto tu rządzi i pod czyimi jesteśmy wpływami. Partyzanci, którzy się nie poddali, zaczęli być wyłapywani przez NKWD i wywożeni do łagrów w Rosji.

Byłam świadkiem takiej właśnie obławy. W nocy cały nasz dom został otoczony przez wojsko rosyjskie i zaczęto się dobijać do sąsiadów (w domu mieszkały cztery rodziny).

Raptem, na podłogę w pokoju gdzie spaliśmy, runęła górna część kredensu powodując okropny rumor. Zerwaliśmy się na równe nogi. Kredens zasłaniał drzwi, które oddzielały nas od sąsiadów do których dobijali się Rosjanie. Nasz pokój był również połączony przez wyrżniętą dziurę w ścianie z następnymi sąsiadami, z którymi moi rodzice byli zaprzyjaźnieni - zrobili to dla wygody, żeby nie chodzić do siebie w odwiedziny naokoło domu. Dziura była zamaskowana dywanikiem wiszącym na tej ścianie.

W pewnym momencie w drzwiach ukazał się w samej bieliźnie syn sąsiadki. Nie wiem do jakiej organizacji należał, ale w tym czasie represjonowana była Armia Krajowa, Bataliony Chłopskie i Narodowe Siły Zbrojne. Zdenerwowany złapał ojca za rękę. - Słyszysz? Przyszli po mnie! Uciekam, może mi się uda - powiedział i zniknął w otworze ściany. Planował uciec przeciskając się przez sień i między chlewikami sąsiada, czołgając się na ogród i dalej w kierunku kościoła.

Niestety plan się nie powiódł i został złapany. Zakuto go w kajdany i wywieziono nie wiadomo gdzie. Dopiero po powrocie z Rosji dowiedzieliśmy się gdzie był więziony.

Wrócił z Ostaszkowa latem 1947 roku. Taki sam los spotkał mojego teścia Pawła Tomaszewskiego, żołnierza Armii Krajowej. Teść zgłosił się na ochotnika do tworzącej się II Armii Wojska Polskiego. Został wcielony do armii ale nie skierowano go na front, aby walczyć z okupantem, tylko na wschód, również do Ostaszkowa, z którego powrócił dopiero w 1947 roku.

Wojna się jeszcze nie skończyła, a prawdziwi Polacy-patrioci walczący z faszyzmem zaczęli być prześladowani. Zapełniły się więzienia. Powtórzyły się masowe wywózki w głąb Rosji, do łagrów na Syberię. Zapełniły się z powrotem miejsca wymordowanych w 1940 roku oficerów polskich, takie jak Ostaszków, Charków, Miednoje i inne miejsca kaźni. Patriotów brano za wrogów Polski Ludowej.

W maju 1945 roku Niemcy skapitulowały i wreszcie nastąpił długo oczekiwany koniec wojny.

Rodzice cieszyli się, że wkrótce wrócą do Brześcia jednak granice ustalili zwycięzcy. Wprawdzie dano nam tereny na zachodzie, jednak granica wschodnia pozostała na rzece Bug.

Plebiscyt sfałszowano i nikt z nami się nie liczył. Dawni przyjaciele zawiedli i oszukali nas, pozostawiając pod wpływami Rosji.

W rządzie zasiedli tak zwani Polacy, wychowani i edukowani w Rosji sowieckiej, często nawet słabo mówiący po polsku, którzy twierdzili i wpajali nam, że jesteśmy państwem niepodległym.

Po zakończeniu wojny zaczęła się migracja ludności. Niemcy, którzy nie zdążyli uciec ze swoją cofającą się armią, masowo wyjeżdżali w głąb Niemiec, zabierając tylko najpotrzebniejsze rzeczy.

Polacy przebywający na dawnych obszarach Polski, a obecnej Wileńszczyzny, Białorusi i Ukrainy, zaludniali nowe, niezamieszkałe, opuszczone przez byłych mieszkańców ziemie zachodnie. Jechali z całym swoim zachowanym dobytkiem, jeśli ktoś takowy posiadał.

Przyjezdni zastawali pozostawione przez uciekających Niemców gospodarstwa rolne z całym wyposażeniem, w miastach umeblowane domy, fabryki wyposażone w potrzebne maszyny i urządzenia, sklepy z towarami na półkach.

Stara to i powtarzająca się historia, — jak zwykle w takich przypadkach nie brakowało szabrowników, którzy w tym bałaganie powojennym postanowili się wzbogacić.

Najbardziej jednak obładowani łupami wracali do domów zdemobilizowani żołnierze sowieccy.... (CDN)

Krystyna Tomaszewska/ok

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5