Trudne początki wolności cz.4

2017-09-07 08:00:00(ost. akt: 2017-09-07 08:21:33)
Mała Krysia (na zdj. z prawej) wraz z dziećmi z sąsiedztwa 1943 rok.

Mała Krysia (na zdj. z prawej) wraz z dziećmi z sąsiedztwa 1943 rok.

Publikujemy dziś czwartą część wspomnień Krystyny Tomaszewskiej. Wszystkie możecie przeczytać na naszej stronie internetowej www.lidzbarkwarminski.wm.pl. Wydarzenia opisywane poniżej miały miejsce w końcówce lata, oraz na początku września, gdy równocześnie z końcem wojny dzieci szły do szkoły...
Całe szczęście, że przez tę kolonię gdzie przebywałam, nie przechodziła linia frontu - słychać było tylko z oddali odgłosy walki. Z naszego domu wszystko wynieśliśmy i schowaliśmy w łubinie, który rósł niedaleko domostwa. My sami także opuściliśmy mieszkanie.

Śmiać mi się teraz chce kiedy to wspominam. Rodzice na drogę zaopatrzyli mnie w prowiant: bochenek chleba własnego wypieku, trzy pęta kiełbasy swojskiego wyrobu i około półtora kilograma pomidorów. Cała ta wyżerka zapakowana była w niedużej walizeczce, którą widząc jak gospodarze cały swój majątek wynoszą i ukrywają w łubinie, również ja ukryłam. Wszyscy udaliśmy się do pobliskiego zagajnika, gdzie stał duży stóg siana - miał on stanowić w pewnym sensie ochronę przed coraz głośniejszą strzelaniną, którą co jakiś czas było słychać.

Usadowiliśmy się wokół stogu, oczywiście plecami do usłyszanych strzałów. Stóg miał zapewnić nam bezpieczeństwo przed zabłąkanymi kulami. Kręciliśmy się wokół niego w zależności z której strony strzelano. W pewnym momencie zauważyliśmy ludzi z karabinami, ubranych po cywilnemu, którzy idą w naszym kierunku. Widząc jak kręcimy się w kółko kazali nam przejść do sąsiadów, którzy mają prawdziwy wymurowany schron na podwórku i tam się schronić. Jak się później okazało, byli to partyzanci działający na tym terenie. Około godziny 19 – tej przyjechał na rowerze sąsiad z nowiną, że Niemcy zostali przegnani. Bój się zakończył! Wszyscy są cali i zdrowi! Nareszcie możemy wracać do domu! Nie było na co czekać. Poleciałam po swoją walizeczkę, którą schowałam w łubinie i okazało się, że zaginęła i nie mogę jej nigdzie znaleźć. Wpadłam w panikę. Ganiałam po polu w jej poszukiwaniu i nic. Wyszłam na miedzę, usiadłam i zaczęłam się zastanawiać co dalej robić. Postanowiłam, że jeszcze raz wejdę na pole, ale z tego miejsca, kiedy wchodziłam aby ją ukryć i... eureka! Walizka się odnalazła.

Szczęśliwa złapałam ją i pobiegłam do sąsiadów oświadczając z radością, że jestem gotowa wracać do domu.

W Łomazach stacjonowały wojska rosyjskie. W przydrożnych rowach i na łąkach odpoczywali zmordowani żołnierze, kuchnie polowe już dotarły, posilali się. Szpitale polowe również – opatrywano rannych, zbierano zabitych. W Łomazach euforia, ludzie powychodzili z kryjówek, na harmoszce przygrywał żołnierz, śpiewano i tańczono. U sąsiadów zakwaterował się sztab, natomiast w pobliżu, w innych kwaterach, rozmieszczono oficerów. Nigdy nie zapomnę sytuacji, kiedy wziął mnie na kolana żołnierz i płacząc częstował resztkami cukru w kostkach. Przytulał mnie i opowiadał, że w domu zostawił dwoje małych dzieci z żoną i nie wie czy jeszcze żyją, bo dawno nie miał od nich żadnych wiadomości. Wstąpił na ochotnika do wojska nie tylko dla tego, żeby wygnać z kraju wroga, ale i żeby nie umrzeć z głodu. Po odpoczynku armia ruszyła dalej na zachód, pozostały tylko odwody, które organizowały zaopatrzenie dla frontu.


Pierwsze lata wolności


Z niecierpliwością czekano na koniec wojny, która jeszcze nie tak prędko miała się skończyć. Zwycięska bitwa w Łomazach, która odbyła się w lipcu 1944 roku, nie przesądzała o końcu wojny. Wprawdzie Niemcy wycofywali się, ale do jej zakończenia było jeszcze daleko. Wyzwolono dopiero część Lubelszczyzny, reszta kraju w dalszym ciągu była okupowana i terror trwał nadal. Nie będę opisywała Powstania Warszawskiego, powstania w getcie i zakończenia wojny, gdzie zwycięskie armie ze wschodu i z zachodu spotkały się nad rzeką Łaba. Drugą wojnę światową i przyczyny jej powstania bardzo szczegółowo i ze znawstwem przedstawiali wielokrotnie historycy w swoich publikacjach. Moje wspomnienia dotyczą tylko mnie i bardzo małej grupy ludzi z mego otoczenia.

Nie da się jednak pisząc wspomnienia, pominąć całkowicie wydarzenia historyczne, ponieważ życie przebiegało właśnie wtedy i chcąc nie chcąc, było się częścią tych wydarzeń. Pomimo tego, że jeszcze trwała wojna, na wyzwolonych terenach życie zaczynało powracać do normy. Z początku nie było to takie łatwe, bo każdy musiał znaleźć swoje miejsce w stopniowo wyzwalanej ojczyźnie. Skutki wojny były tragiczne. Zaraz po zakończonej bitwie, pełno było trupów z jednej, jak i drugiej strony. Rosjanie swoich poległych pozbierali i pochowali nie ruszając poległych Niemców - tym pochówkiem musieli już zająć się cywile, mieszkańcy Łomaz. Draństwa jednak u nas nigdy nie brakowało jak i nie brakuje do tej pory.

Przypominam sobie pochówek zastrzelonych Niemców z wierzy kościelnej, którzy byli pogrzebani na placu kościelnym. Widać było, że byli katolikami, bo na szyjach mieli łańcuszki z medalikami, ale byli obdarci z mundurów. W samej bieliźnie, bez butów (hieny zrobiły swoje), zostali wrzuceni do dołu dołu głową w dół, a nogami do góry. Nawet mi, dziecku, było przykro patrzeć na takie zachowanie, jak by nie było, również katolików. Powinnam te zachowania usprawiedliwić, przecież Niemcy wyczyniali dużo gorsze rzeczy i to na żywych ludziach, jednak nawet po tylu latach niesmak pozostaje.

Rozbijali duże pociski armatnie pozyskując długie laski śrutu, które później podpalali, urządzając sobie niebezpieczną zabawę. Później był płacz i rozpacz, bo często takie zabawy kończyły się śmiercią


Po przejściu wojsk wszędzie walała się różnego rodzaju amunicja: miny, granaty, broń przeciwczołgowa, niewypały, porzucona broń przez uciekających Niemców, jakieś pojemniki z gazami i wiele innych, groźnych dla życia akcesoriów. Najbardziej na takie znaleziska narażone były dzieci, które z ciekawości brały wszystko w ręce. Coraz częściej występowały wypadki śmiertelne i okaleczenia. Niektórzy dorośli również mieli nie wiele więcej rozumu. Rozbijali duże pociski armatnie pozyskując długie laski śrutu, które później podpalali, urządzając sobie niebezpieczną zabawę. Później był płacz i rozpacz, bo często takie zabawy kończyły się śmiercią. Wiele razy sama uczestniczyłam w takich pogrzebach. Najważniejsze jednak było, to że od 1- ego września 1944 roku rozpoczynał się rok szkolny. Miałam szczęście, bo w maju skończyłam 7 lat i mogłam w normalnym czasie rozpocząć naukę. Bardzo się cieszyłam, że pójdę do szkoły i zostanę uczennicą. Mama załatwiła mi używany stary elementarz i książkę do rachunków. Zeszyty, zwykły ołówek i gumka do ścierania już dużo wcześniej były kupione. Zeszyty były trochę pożółkłe, ale to nie miało żadnego znaczenia. Miałam za to w czym to wszystko nosić, przydała się niezastąpiona mała walizeczka. Inne dzieci miały ze zgrzebnego płótna poszyte torby w których nosiły książki i zeszyty. (CDN)

Krystyna Tomaszewska/ok


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co rhttps://redakcja.wm.pl/#obisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Gość #2322589 | 213.5.*.* 7 wrz 2017 13:59

    Czytając Pani wspomnienia dochodzę do wniosku jak straszne było dzieciństwo dzieci w tamtych latach.Obecna młodzież i dzieci nawet nie maja pojęcia co to były za czasy.Należy Wam się wielki szacunek.Pamiętam Panią i Pani braci Bogdana i Lonka z ulicy Armii Czerwonej na której też wychowywałam się.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  2. IPN #2322637 | 193.243.*.* 7 wrz 2017 14:53

    Coś tu nie gra, przecież Sowieci tylko gwałcili i zabijali, zwłaszcza polaków. Tak głoszą ostatnio media. Dlatego trzeba zburzyć pomnik na Bartoszyckiej.

    odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5