Moim ulubionym gatunkiem zawsze był horror

2017-03-30 12:00:00(ost. akt: 2017-03-30 14:26:17)
Czytać zacząłem bardzo szybko i bardzo szybko rzuciłem w kąt książki dziecięce — zwierza się Tomir Dąbrowski

Czytać zacząłem bardzo szybko i bardzo szybko rzuciłem w kąt książki dziecięce — zwierza się Tomir Dąbrowski

Autor zdjęcia: Tomir Dąbrowski

Najwięcej książek czytałem w dzieciństwie – czytać zacząłem bardzo szybko i bardzo szybko rzuciłem w kąt książki dziecięce. Odkąd pamiętam niezależnie od formy sztuki moim ulubionym gatunkiem zawsze był horror. 
A jak mowa o pisanym horrorze to oczywiście najważniejszy jest król – Król (Stephen King).
 Jest on ludzką maszyną do pisania – ilość jego powieści byłaby imponująca nawet podzielona na trzech różnych autorów.

Ma on niestety sporego pecha do ekranizacji. Ze świetnych zdań zazwyczaj wychodzą mocno średnie, nużące kadry. Może są po prostu za długie? Sam często żartuję, że u Kinga nawet sklepikarka sprzedając głównemu bohaterowi zapałki ma 3 strony charakterystyki.


Dlatego też jeżeli chodzi o stricte akcję zawsze trafnym wyborem będzie Dean Koontz. Jeżeli KRÓL może być tylko jeden to Koontz jest na pewno księciem horroru. Postaci nie są mniej rozbudowane, a historie mniej „epickie”, ale fabuła jest zawsze przerażająca, akcja zawsze wartka, a zakończenie zawsze zaskakujące. Każda jego powieść wydaje mi się być... filmem. Posiada typową konstrukcję, bohaterów i sytuacje rodem z hollywoodzkiej produkcji.

Niestety do samych ekranizacji jemu również brakło szczęścia. Najbardziej znanym, choć dawno zapomnianym, jest ODWIECZNY WRÓG (Phantoms). Niezła obsada (m.in. Ben Affleck, Peter O'tool), świetny klimat, solidny „body count” i atmosfery grozy obecna od niemal samego początku filmu(dosłownie 5minuta). A gdzie TIC-TAC, gdzie PÓŁNOC ja się pytam? Przecież to niemal gotowe scenariusze do świetnych filmów.


Tak to niestety jest z tymi ekranizacjami. Coś o tym wiem – w końcu z tego zdawałem maturę.
Dokładnie to „Dzieło literackie, a adaptacja filmowa”. Jakiż byłem uszczęśliwiony, gdy okazało się, że połowę matury z j. polskiego można zdać dzięki samym zagranicznym książkom/filmom. W ramach nauki zatem czytałem/oglądałem: RAMBO (David Morell/Ted Kotcheff), SZCZĘKI (Peter Benchley/Steven Spielberg), LOT NAD KUKUŁCZYM GNIAZDEM (Ken Kessey/Milos Forman). Nigdy chyba nie odczuwałem większej radości z nauki!



Jak widać, choć zawsze lubiłem czytać, ale i oglądać. Obecnie głównie oglądam, choć z braku czasu to najczęściej to co sam nagrywam (przy montażu). Żeby była równowaga jednak dosyć często zdarza mi się pisać... głównie jednak scenariusze filmowe lub skecze kabaretowe. Na tradycyjne czytanie zawsze będzie u mnie ochota, rzadko jednak znajdzie się na nie czas. Dlatego coraz częściej chadzam na mocno zaskakujący mnie kompromis – audiobooki.

Przyznam, że kiedyś mocno przeze mnie wyszydzane, teraz z pochylonym czołem oddaje im pokłony.

Czytać przez uszy?

Szalone, ale diabelnie ekonomiczne (czasowo). Przesłuchałem póki co 16-godzin PANa MERCEDESa Kinga, teraz jestem na ok. 3h THE MASK Koontza (słucham angielskich oryginałów, więc nie znam polskiego tłumaczenia tytułu – a wiadomo jak bardzo „kreatywni” bywają rodzimi tłumacze).


Tak w skrócie kilku innych horrorautorów, których dzieła wchłaniałem masowo: na pewno Clive Barker (znany również w świecie filmu, głównie dzięki kultowemu cyklowi HELLRAISER)
, Graham Masterton – mocno prosta stylistyka, nadrabiana mocno sadystycznymi i krwistymi opisami mordów
, Guy N. Smith – bezczelnie prosta stylistyka, mocno płaskie postaci, mocno absurdalne, często mocno krwiste, fabuły, króciutkie, łatwo przyswajalne tomy.



A bonusowo krótka lista tytułów, które według mnie powinny zdobić półkę u każdego fana horroru... dobrze też jakby zostały przeczytane: LŚNIENIE Stephen King, WIELKIE SEKRETNE WIDOWISKO Clive Barker, TWIERDZA Paul Wilson, TIK-TAK Dean Koontz, DŻIN – Graham Masterton, którykolwiek tom cyklu o ZABÓJCZYCH KRABACH Guy N. Smith

.

Z autorów niehorrorowych, których polecić mogę zasadniczo każdą pozycję z bibliografii, to cudnie „pokręcony” Kurt Vonnegut, przezabawny Terry Pratchet i niestety może za mocno „spopowany”, Paulo Coelho.



Zaś najbardziej i tak polecałbym... po prostu czytać. Cokolwiek, kogokolwiek. Nie dlatego, że „czytać wypada”, „czytać trzeba”. Czytać po prostu warto.

Może wydawać się to dziwne w świecie przepełnionym cyfrową rozrywką, wielowymiarowymi filmami, wirtualnorzeczywistościowymi okularami, ale wieczór spędzony w towarzystwie kartek papieru z wydrukowanymi znaczkami nadal potrafi przynosić wielką przyjemność!



Tomir Dąbrowski


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5