Argentyńska podróż w poszukiwaniu rodziny

2017-03-27 13:45:42(ost. akt: 2017-03-29 12:34:48)
Anna Żołądek odnalazła swoją rodzinę w... Argentynie

Anna Żołądek odnalazła swoją rodzinę w... Argentynie

Autor zdjęcia: Magdalena Matusiak

Wreszcie. Kraj, który śni mi się po nocach od czasów, kiedy stałam się świadoma jego istnienia. Zawsze, kiedy staliśmy przy grobach dziadków i cioci – prababci Marianny słyszałam: ”Ania, Ty masz chyba tą słabość po babci Mańce, która popłynęła do Argentyny za swoim mężem, a potem wróciła razem z nim do kraju”. Może być, że taki wirus rodzinny, a na to rady nie ma. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że argentyńskie ciocie – prababcie były dwie.
Do stolicy tanga miałam się wybrać już rok wcześniej, ale nie udało się. Poleciałam do Panamy i było genialnie. Już jednak pod koniec wakacji postanowiłam, że tym razem polecę do Argentyny. To musi się kiedyś udać. Udało się.

Były plany by „oblecieć” Argentynę. Zapowiadało się więc bardzo intensywnie, a większość czasu w kraju papieża Franciszka miałam spędzić "w powietrzu”. Bo niby jak inaczej zdążyć w dwa tygodnie zwiedzić boskie Buenos, zobaczyć Wodospady Iguazu i jeszcze odwiedzić Patagonię? Za duży teren by w tak krótkim czasie choćby na chwilę nacieszyć oko widokami Bariloche czy zjechać Misiones. Wszystko się zmieniło jakieś trzy tygodnie przed wylotem. Ale od początku.

Miałam adres i zdjęcie obu sióstr. Na zdjęciu ciekawa adnotacja z datą 10 marca 1930, Buenos Aires. Postanowiłam zająć się sprawą. Pomyślałam, że fajnie by było znaleźć grób cioci Anieli. Zaczęłam poszukiwania punktu zaczepienia. Pierwszy e-mail do Centrum Emigrantów w Buenos Aires. Przychodzi odpowiedź, a w niej certyfikat, w którym zaświadczono, że Aniela przypłynęła tam 22 września 1932 będąc stanu wolnego, wyznania katolickiego jako gospodyni domowa. E-maile do Polonii w Zarate i e-mail do konsulatu polskiego w Buenos Aires nic nie dały.

Nie wiedziałam od czego zacząć - nigdy nie szukałam rodziny, o której istnieniu nawet nie byłam przekonana. Rozmowy z krewnymi skończyły się na niepotwierdzonych danych, że prawdopodobnie Aniela miała dwie córki. Dziś to już wiem. Miałam tylko adres ze wskazaniem na stację kolejową w Zarate, który nie do końca był adresem oraz nazwisko męża cioci Anieli i zdjęcie obu sióstr z Buenos Aires.

Wiedziałam, że pobyt będzie wspaniały, bo w końcu to moje marzenie, ale że aż tak - nie wiedziałam. Poprosiłam Polonię w Argentynie o pomoc. Pomyślałam, że na miejscu odwiedzę parafię w Zarate, a przy odrobinie szczęścia może w dokumentach znajdę metryki zgonu, miejsce pochówku. Znalezienie grobu cioci Anieli byłoby już dla mnie wielkim szczęściem. Po tylu latach to brzmi jak wyzwanie.

Zgłosiła się Noli, Argentynka urodzona w Argentynie ale o polskich korzeniach. Dzięki niej miałam wszystkie dane umożliwiające odszukanie dalekich krewnych. Zaczęło się od aktu zgonu Anieli. Niecałe dwie godziny i miałam wszelkie dane, nazwiska, telefon, adres. Z wrażenia nie spałam do rana. Jak oznajmić bliskim, że właśnie znalazła się rodzina, której nikt nigdy nie widział? Jak zareagują na moją osobę? Czy zechcą się spotkać? Te i inne pytania kłębiły się w mojej głowie do 6 nad ranem.

Pomoc znajomych nieodzowna. Kilka telefonów, pomoc kolegi z Argentyny i jest odpowiedź! Ciocie już wiedzą, że ich szukałam, że je znalazłam i co najważniejsze bardzo chcą się spotkać. Łzy, emocje i ogrom wzruszeń - w Polsce i w Argentynie.

Wymieniliśmy wiele e-maili, zdjęć, danych. Trzeba było się „nauczyć” nowej rodziny. Wiele nowych imion, twarzy, wydarzeń.
Ameryka powitała mnie wyczekiwanym ciepłem. Jeszcze pierwszego dnia odwiedziłam pierwszą ciocię Władysławę – kuzynkę babci Bogusi. Pierwsze spotkanie i… wrażenie jakbyśmy się znały od zawsze. Kolejne spotkanie z ciocią Olą - córką Władysławy. Łzy, wzruszenia, emocje i niekończące się opowieści. Kolejne spotkanie - z ciocią Elisabeth – siostrą Władysławy i kolejne opowieści o tym jak im się żyło, jak żyło się ich rodzicom.

Niekończący się ciąg wzruszeń, emocji i refleksji. Jak się okazuje początek XX wieku dla europejskich imigrantów nie był łatwy. Ciężko pracowali, uprawiali rolę, hodowali zwierzęta, karczowali tereny, na których tworzyli swoją „ziemię obiecaną”.

Była też uroczysta kolacja w domu Oli. Poznałam resztę rodziny. Nie udało się spotkać z wszystkimi, część z nich mieszka w Stanach Zjednoczonych. Było wiele okazji do rozmów (po hiszpańsku - nikt z nich nie mówi po polsku). Teraz jesteśmy w stałym kontakcie i planujemy kolejne spotkania rodzinne już na ziemi polskiej.

Było też sporo czasu na zwiedzenie Buenos Aires.

Argentyna to ciekawy kraj. Zdaję sobie sprawę, że widziałam dopiero jej niewielki wycinek. Nie wątpię jednak, że to dopiero początek moich przygód z krajem Borgesa i Cortázara, a sny o Iguazú i Patagonii dopiero zaczynają się spełniać.

Anna Żołądek – pasjonatka kultury Ameryki Południowej


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: lidzbarkwarminskiwmpl

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5