Niebieskie morze i żagle (o absurdzie i logice istnienia)

2017-04-03 09:00:00(ost. akt: 2017-04-03 10:34:05)
Morze Ewa Lubińska

Morze Ewa Lubińska

Autor zdjęcia: Ewa Lubińska

Istnieje fakt oczywisty, który wydaje się zupełnie moralny: człowiek jest zawsze łupem swoich prawd. Skoro raz je uznał, nie potrafi się od nich oderwać. Bo też trzeba zapłacić. Człowiek, który stał się świadomy absurdu, jest z nim związany na zawsze. Człowiek pozbawiony nadziei i tego świadomy nie należy już do przyszłości. Jest to w porządku rzeczy. Ale w porządku rzeczy jest również, że czyni wysiłek, by uciec ze świata, którego jest twórcą. Albert Camus
Co może być bardziej intrygującego, niż próby pokonania tego, co w istocie swojej natury jest nie do pokonania? Pragnienie zawładnięcia tym, co wymyka się kontroli umysłu i rąk, czyż nie dowodzi fascynacji absurdem? Wyobraźnia człowieka usiłuje ujarzmić to, co nigdy nie może być ujarzmione i nazwać to, na określenie czego nie ma słów ani gestów.

Logika i absurd istnienia wyznaczają metody poszukiwania najidealniejszej formy ziemskiego życia - istniejącej tylko w marzeniach człowieka.

Jak daleko sięgają próby zbliżenia się do własnych marzeń? Codzienna rzeczywistość odpowiada nam na to.

Dotrwać do końcowej sceny

Co się stało z moim szkolnym kolegą Ludkiem Dobrowolskim? Od wielu lat pytam siebie i innych. Podobno znakomicie pływał, podobno był świetnym ratownikiem, utonął w Zalewie Wiślanym. Więc może w grę nie wchodzi pospolite utonięcie? Może to była chęć zmierzenia się z żywiołem? Może ten dzielny pływak, zapatrzony w linię łączącą niebo z wodą, postanowił do tej linii dopłynąć; może podstępny spokój wody zapewniał go, że horyzont jest bliski.

Więc może zaczął prześcigać falę za falą, a kiedy znalazł się w środku jednej z nich - postanowił coś więcej: dotknąć stopą dna. Gdy uświadomił sobie absurd własnego przedsięwzięcia, już nie było odwrotu.

"Patrzymy zawsze tylko na końcową scenę" - pisał w jednym z listów mój przyjaciel, bardzo kontrowersyjny pisarz, Leopold Buczkowski. Dotrwać do końcowej sceny — choćby tą sceną była dziewczyna całowana za płotem, stolarz wbijający gwóźdź w deskę, ślimak pokonujący długość odcisku naszej stopy w błocie - to znaczy mniej więcej: przebrnąć przez absurd, odkrywając domniemaną logikę.

On sam, czy to w "Doryckim krużganku" czy to w "Pierwszej świetności" usiłował rozpaczliwie dowodzić, iż poza zakresem znaczeniowym słowa i poza uczuciowym zakresem wyrażeń istnieje coś, co można umieścić w kategoriach metafizyki, coś dostępnego tylko dla umysłów penetrujących absurd i logikę. Pewnie dlatego w oczach wielu był hochsztaplerem słowa, zdaniem innych - fascynującym wariatem; znam takich, którzy po dzień dzisiejszy uznają go za geniusza.

"A to dziś rankiem rozdziałam się, by wejść na drzewo, nagie me uda obejmowały korę śliską, sandały moje stąpały po gałęziach, na samej górze, lecz jeszcze pod liśćmi i w cieniu upału, usiadłam okrakiem na rozwartych widłach, kołysząc nogi w próżni. I jest po deszczu, ręce splamione mchem, a wielkie palce u nóg czerwone od zgniecionych kwiatów, czułam, że piękne drzewo żyje, gdy wiatr, wówczas ściskałam nogi i przytulałam otwarte wargi do kosmatego karku gałęzi, a matka moja kąpie mnie w ciemności. Tak mówiła Bilitis trzy tysiące lat temu, wystarczy więc do zburzenia zadziwienia naszego w zabitej Europie, tego stanu natury tym wyrazem rzymskiej pogardy, gdyż te wszystkie widome rzeczy są tylko widmami i objawieniem powłoki".

W jakim stopniu ten fragment prozy pisarza przeistacza znaczeniowe stereotypy w metafizyczną nowość?

Myślałem, że ją zabiłem

Mówisz, że mnie znasz. To stwierdzenie jest absurdem w otoczce logicznych faktów. Czy pamiętasz kolor moich oczu? Wiesz, jak słodzę herbatę? Powiedz, o której godzinie nad ranem nęka mnie najczęściej bezsenność? Gdyby istniało urządzenie rejestrujące treść ludzkich myśli od chwili urodzenia aż po ostatni dzień życia - okazałoby się, że jesteśmy sobie obcy. I ty, i ja żyjemy w odrębnych światach. A jeżeli czasami z twojego świata coś przenika do mnie, czy mam prawo powiedzieć "znam cię?"

Wielkie uczucia — jaki wpływ mamy na nie? Choć jakże często myślimy: pokonamy miłość, wyciszymy zazdrość, zasiejemy wielkoduszność. Zbierając materiały o twórczości literackiej świata przestępczego, w jednym z więzień o tzw. zaostrzonym rygorze karnym spotkałam mężczyznę, który zabił z miłości. Ofiarą była 40-letnia krawcowa, piękna kobieta, matka trojga dzieci, jego sąsiadka z tej samej klatki schodowej. Mąż kobiety - piekarz przynosił przyszłemu mordercy chleb jeszcze gorący, bo wprost z pieca. I kobieta, i jej mąż doceniali wartość sąsiedztwa porządnego, starzejącego się kawalera; zostawiali u niego nieraz klucz od mieszkania, powierzali mu własne dzieci. Kobieta nieraz skracała mu spodnie albo rękawy koszul. Ale on był daleki od praktycznej strony tej znajomości.

On ją kochał, z każdym dniem coraz bardziej. Miał świadomość pułapki, którą sam na siebie zastawił, ale wielkie uczucie pochłaniało go powoli i prawdziwie. Przyszedł dzień, kiedy porządny, starzejący się kawaler postanowił uczucie stłumić; wierzył, ze je pokona, choć przecież ono pokonało jego. Wszedł do mieszkania kobiety, zastał ja pochyloną nad stosem bielizny, zabił jeszcze gorącym żelazkiem doprasowania.

Kiedy w drzwiach cel, w kwadracie "judasza" pojawiła się twarz więziennego strażnika, wiedziałam, że jest to koniec mojej wizyty. Wychodząc z celi usłyszałam:"Myślałem, że ją zabiłem, ale ona wciąż żyje".

Oto historia, która może być znakomitym materiałem do kryminologicznych, filozoficznych i etycznych badań. Ale czyż nie jest to przede wszystkim prawda o ludzkiej niemocy?

Pomyśl o bólu

A ból? Nie można się go pozbyć, można go uśmierzyć. Raz doświadczony ból istnieje w nas zawsze, pamiętamy wszystkie momenty, w których uzmysławiał nam własną słabość. Upokarzające? Z pewnością, ale i jakże prawdziwe. Przeciwbólowa farmakologia ułatwia nam uwierzenie w iluzję nieistnienia bólu.

Dwadzieścia godzin
wyje jak zwierzę.
Lekarz chce jej pomóc.
Nacina nożyczkami żywe ciało
bez znieczulenia.
Nie zauważyła tego.
Zbyt potężna
jest tortura
rozstępujących się kości.
Jaki szatan
wymyślił świat.

Anna Świrszczyńska

Pomyśl o bólu, który nie dotyczy ciała, ale naszych najskrytszych zakamarków duszy. Czyż nie jest tym, z czym żyć trzeba, nieraz wstydliwie i w upokorzeniu?

Prostując się, widziałem niebieskie morze i fale

Nie znam osobiście autora zdjęcia, (na którym odwrócony tyłem do obiektywu mężczyzna próbuje dyrygować morzem. Fotografię wykonał Piotr Powietrzyński— przyp. red), ale mam prawo przypuszczać, że w pewnym momencie uniosła go ponad ziemię wiara w wyobraźnię. To zdjęcie dowodzi, jak wielkie są tęsknoty człowieka, jak nierealne bywają próby opanowania tego, co istnieje poza zasięgiem ludzkich wpływów.

Uspokoić morze, wydobyć z każdej kropli morskiej wody dźwięki, a potem je uładzić? Uładzić, to znaczy nadać im brzmienie druzgocącej symfonii. Opanować żywioł groźny, wielki? Zbliżyć się do czegoś, co może porazić i zabić? Siła ludzkiej wyobraźni jest potężna, ale czy może sprawić, że człowiek staje się rywalem Boga, że jest zdziwiony sam sobą?

Pomiędzy rankiem a południem, pomiędzy południem a wieczorem, aż do nocy trwają maratony ludzkich myśli i marzeń. Im większa wyobraźnia, tym boleśniejsza porażka; im głębsza świadomość, tym dotkliwszy ból. I absurd: skazujemy siebie samych na te próby. W tych torturach ducha i ciała okazuje się być pomocna logika czasu i zdarzeń w nim następujących. Świat nam się wymyka, ale raz po raz doznajemy uczucia, ze jesteśmy w stanie narzucić mu więzy własnej wyobraźni.

To, co dziś nas od świata oddala, jutro może go nam przybliżyć; i odwrotnie, i tak nieskończenie. Zwyczajnym rzeczy biegiem, w niezachwianym balansie absurdu i logiki naszego istnienia - czujemy się to zwycięzcami, to pokonanymi. Ilu szczęśliwców może powtórzyć za poetą:

Nie było na ziemi rzeczy
którą chciałbym mieć.
Nie znałem nikogo, komu warto
byłoby zazdrościć.
Co przydarzyło się złego,
zapomniałem.
Nie wstydziłem się myśleć,
że byłem kim jestem.
Nie czułem w ciele
żadnego bólu.
Prostując się, widziałem
niebieskie morze i fale.

Czesław Miłosz

Halina Barbara Klein

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5